Komentarz do Summy teologii – rozdział VII Wewnętrzne życie boga

Postrzeganie życia

Cisza jest spokojnym odpoczynkiem duszy, jeśli tylko nie jest ona nazbyt wytłumiona. Paniczny niepokój chłopaka z miasta, który spędza pierwszą noc w wiejskiej ciszy, nie bierze się znikąd — skoro żył dotąd w takim zgiełku, teraz nie może usłyszeć żadnego dźwięku. Chociaż może nigdy się do tego nie przyzna, jest tą zupełną ciszą przerażony, jak ci wszyscy, których słuch nie jest dostrojony do działania ich dusz; tak przerażony jak każdy, kto przeżywa sporadyczne chwile umysłowej pustki, która wydaje się przeprowadzać sekcję życia cięciem złowrogo spokojnym jak uderzenie śmierci.

Znak śmierci

Zupełnie nieruchome wody, niedające nadziei na znalezienie w nich śladów aktywności, budzą nasz niepokój. Są martwe lub tak bliskie śmierci, że powietrze nad nimi jest skażone, dno pod nimi brudne, a ich powierzchnia jest niemal gotowa do tego, by stać się glebą karmiącą chorobliwie bujny rozrost. Skojarzyliśmy, całkiem słusznie, życie z działaniem. Żądamy działania od wszystkiego, co żyje, i brak działania — a nawet brak jego znaków — nas niepokoi. Wiemy bowiem, że bezczynność jest zwiastunem śmierci, zapowiedzią rozkładu. Być może to bezmiar naszego pragnienia życia sprawia, że oznaki jego przeciwieństwa są dla nas tak odpychające. W każdym razie pozostaje faktem, że zgniłe warzywa brudzą nam ręce, psują apetyt i przyspieszają nasze wycofanie się. Nie potrafimy obojętnie minąć umierającego drzewa, chyba że nosimy na oczach coś w rodzaju przepaski. Człowiek zamierzający siać, umysłowo lub fizycznie, unika dużej części bólu i wstrętu, jakie wzbudza, tylko dlatego, że heroiczne męstwo nie jest wcale tak rzadkie jak cynizm. Człowiek rozkładający się moralnie jest źródłem skażenia tak ohydnego dla zdrowej czystości jak przeciekający kanał ściekowy. Zastój, rozkład, zgnilizna wszędzie, w każdej formie, są odrażające. Są niewątpliwym znakiem końca aktywności — znakiem śmierci.

Oznaka życia — działanie

Z drugiej strony rześki wiatr od wzburzonego morza zaszczepia w nas nowe życie. Prężny krok, energiczne, zdecydowane stukanie obcasów czy śmiech rozbiegający się po całym pokoju jak hasające dziecko rozprasza mgłę naszej ospałości i budzi nas z letargu do jaśniejszego, radośniejszego, szybszego życia. Młodość z jej tryskającym energią życiem cechuje się własnym pięknem — głośnym i natarczywym pięknem, które nie zostanie zignorowane. Specjaliści freudowscy, którzy wyjaśniają wszelkie światło ciemnością, przyjęliby, że tysiące ludzi zbierają się każdej jesieni, chcąc oglądać „chłopaka biegającego z piłką” po to, by doświadczać emocji i triumfów z drugiej ręki. Zapominają, że młodość ciągle czyści sobie piórka przed lustrem, a starość cieszy się przyjemnym smutkiem nostalgii. Starość także ma własne piękno — spokojne, przenikliwe, płomienne piękno, które rozpala huczące ognie w sercu młodości. Pary oczu ożywionych zajadłą bitwą bezustannych myśli nie wyrzuca się z pamięci niefrasobliwym gestem. Są żarzącymi się węglami, które przynoszą pociechę tylko szukającym płomienia. Zmarszczki i bruzdy wyryte na twarzy człowieka przez wiatry, burze i dalekie przestrzenie długich podróży przez siedem mórz życia dają towarzyszom podróży schronienie mądrości. Niezawodna ocena, dłoń rzeźbiona ważonymi słowami, jest arcydziełem czasu i cierpliwości.

Życie i działanie są ze sobą zbyt związane, by którekolwiek z nich mogło istnieć oddzielnie. Nasze przypuszczenie, że życie jest działaniem, może zawierać jakąś trwałą prawdę — przynajmniej jeśli chodzi o pewien rodzaj życia. Dziwne, że przypuszczenie to nie skłoniło nas do tego, byśmy zbadali działanie dokładniej. Zamiast tego zlekceważyliśmy otwierającą się dzięki niemu perspektywę i uczepiliśmy się najbardziej oczywistego sposobu działania, działania pociągającego za sobą zmianę, jako synonimu życia. W efekcie uczyniliśmy zmianę podstawową wartością i umieściliśmy stawanie się, przyjmowanie doskonałości ponad byciem doskonałością czy jej posiadaniem. Opisaliśmy życie jako proces. Nie dziwi zatem, że tak wielu mija je na ulicy bez rozpoznania.

Działanie zewnętrzne — źródło współczesnego błędu

Nic dziwnego, że czary rzemieślnika nas fascynują. Dziecko siedzi oczarowane, gdy ciasta i ciastka przybierają kształt pod zręcznymi, pewnymi palcami piekarza; po latach dorosły stoi wpatrzony, jak dzięki wysiłkom murarzy i monterów powstaje budynek. Zawsze byliśmy dumni z ludzkiej umiejętności wytwarzania rzeczy, nawet jeśli nasza rola ograniczała się do bycia widzem. Jest to coś, z czego można być dumnym. Jednak praca polegająca na nadawaniu doskonałości czemuś zewnętrznemu wobec pracującego nie wyczerpuje całkowicie wszelkich działań. Jest ona namacalna, sugestywna, fascynująca, ale jest tylko działaniem zewnętrznym, najmniej ważnym działaniem w życiu.

Działanie immanentne

Istnieje inny rodzaj działania — wewnątrz samego działającego. Jest to działanie w oczywisty sposób wyższe od tego na zewnątrz niego i poza nim. Ciasta i ciastka dostarczają substancji do jednego takiego działania, odżywiania i wzrostu, pozostającego wewnątrz dziecka, które tak chętnie je pochłania. Konstrukcja ze stali i kamienia powstała właśnie po to, by zmieścić w sobie świat misternych planów, śmiałych nadziei, wiedzy, miłości i pragnienia. Jest tylko sługą tego, co się kryje w głowie i sercu człowieka.

To to ostatnie działanie jest działaniem żywym, immanentnym, działaniem wychodzącym z wnętrza działającego i pozostającym w nim. Poświadczamy tę prawdę na tysiące sposobów, ale w decydującym punkcie odrzucamy to świadectwo. Różnica między przyrostem kryształów i wzrostem rośliny jest faktycznie różnicą między działaniem rzeczy nieożywionej i istoty żywej. Liść na drzewie, powiększający się aż do uzyskania pełnego rozwoju, nie jest wcale tak aktywny jak wysuszony liść miotany listopadowymi wiatrami. Jednak jest żywy, podczas gdy tamten jest martwy. Same nasze metafory potwierdzają powagę tej prawdy. Martwy dom jest pozbawiony życia nie dlatego, że coś się zdarzyło na zewnątrz niego, ale dlatego, że coś opuściło jego wnętrze. Martwa twarz jest latarnią bez płomienia w środku; martwe serce jest puste. To działanie immanentne jest oznaką życia.

Drabina życia: zasada stopniowania

Jest również prawdą, że stopień życia można dokładnie określić tylko na podstawie działania immanentnego, tylko w oparciu o to, że im doskonalsza immanencja działania, tym doskonalsze życie. W konkretnych sytuacjach ta zasada staje się natychmiast oczywista. Doskonałość życia rośliny polega dokładnie na fakcie, że jej wzrost pochodzi z jej wnętrza, a jej trzy działania — rozmnażanie, wzrost i odżywianie — są działaniami immanentnymi. Niedoskonałości tego życia, które powodują, że stanowi najniższy stopień życia, są właśnie jego brakiem. Materia działania rośliny pochodzi z zewnątrz i kres jej działań znajduje się poza nią. Może być przenoszona z miejsca na miejsce, ale z pewnością nie będzie sama wychodzić na przechadzkę. Żadne ustalenia dotyczące środków prowadzących do jej celu nie nastąpią podczas intensywnego studium czy nie będą wynikiem niepokoju dręczącego roślinę. Będą one pochodzić z zewnątrz.

Konkretne stopniowanie życia: roślinne, zwierzęce, ludzkie, anielskie

Zwierzę ma wszystkie doskonałości rośliny, lecz dodatkowo ma możliwość poruszania się i poznanie zmysłowe. Te dwie rzeczy są ściśle dostosowane i wyznaczają różnicę, powiedzmy, między ostrygą i orłem. O niedoskonałości życia świadczy to, że kres działań zwierzęcia nie znajduje się nigdy w nim samym: nie może ono się zastanawiać nad sobą ani patrzeć na cel wykraczający poza teraźniejszość. Kres jego rozmnażania, jego potomstwo, jest zawsze odrębny w istocie i działaniu, a określenie celów i środków, rzeczy wartych posiadania i sposobów prowadzących do ich uzyskania zawsze pochodzi z zewnątrz.

Idąc dalej, odnajdujemy życie ludzkie, posiadające całe działanie immanentne roślin i zwierząt, z jego nieodłącznymi ograniczeniami, a oprócz tego wspaniale immanentne działanie ludzkiego poznania. Kres tego działania, owoc myśli człowieka, nie jest obwożony po parku w dziecięcym wózku; jest immanentny, znajduje się wciąż w głowie człowieka. Kresem tym jest sam człowiek, a nie coś poza nim, co określa rzeczy warte posiadania i środki prowadzące do ich uzyskania. Jednak nawet to życie nie jest doskonałe.Materia ludzkiego myślenia pochodzi z zewnątrz, myślenie to jest mierzone światem rzeczywistym, zewnętrznym względem człowieka, a choć ludzka myśl pozostaje w jego własnej głowie, to jednak kresem ludzkiej myśli nie jest umysł ludzki. Niedoskonałość, podobnie jak w wypadku każdego stopnia życia, jest związana z tym, co zewnętrzne, jako tym, co przeciwstawia się temu, co wewnętrzne. To, co pochodzi z zewnątrz lub wychodzi na zewnątrz, nie wynika z pełni życia, lecz raczej z jego ograniczenia.By posłużyć się niezdarnym przykładem, rozważmy różnicę między naszym nastawieniem wobec słabowitego geniusza intelektualnego i niepokonanego, ale tępego atlety: litość wzbudza nie tyle wątłość pierwszego, ile samotna siła drugiego z nich.

Oczywiście jednak sama ta istotna doskonałość ludzkiego życia pozostawia we wszechświecie miejsce na życie jeszcze doskonalsze, ponieważ jest miejsce na jeszcze doskonalszą immanentność działania. Następny krok unosi nas na poziom anielski, gdzie nie ma mowy o wzroście, rozwoju, procesie ani zmianie, lecz gdzie faktycznie możliwa jest aktywność życiowa. Tutaj zmiana ustaje, lecz intensywność życia wzrasta. Świat aniołów zostanie wyczerpująco omówiony w dalszej części tego tomu. Tutaj wystarczy wskazać, że anioł jest sam w sobie prawie tak niezależnym światem, jak tylko możemy pojąć w świecie natury, to znaczy w istotowo zależnym świecie stworzeń. Jego ruchu z miejsca na miejsce nie można porównywać ze swobodnym szybowaniem ptaka. Ma w sobie zwinną szybkość myśli, która jest najlepszym wśród stworzeń przybliżeniem do obrazu wszechobecności Boga. Anioł nie musi znosić długich, wlokących się dni nauki szkolnej, katorżniczej pracy myślenia, wytrwałego wysiłku pamięci, które tak silnie charakteryzują rozwój umysłu człowieka do dojrzałości. Anioł nie gromadzi pojęć, lecz jest z nimi stwarzany. Jego wiedza nie zwiększa się stopniowo; jest ona całkowita i immanentna od pierwszej chwili. Anioł poznaje siebie nie przez jakieś pośrednictwo, nawet nie przez pośrednictwo rzeczy tak mu bliskich jak jego własne czyny — jak dzieje się w naszej sytuacji — ale bezpośrednio, natychmiast, immanentnie. Tak jak w wypadku człowieka, określenie celów i środków anioła pochodzi z wewnątrz, nie z zewnątrz.

Jednak wciąż nie jest to życie doskonałe, wciąż występuje element zewnętrzności — ponad wszelką wątpliwość wyraźne ograniczenie doskonałości życia. Pojęcia anioła wciąż pochodzą z zewnątrz, nie z tego, co znajduje się poniżej niego, lecz z tego, co powyżej, gdyż są wlewane przez Boga. Anioł nadal przechodzi od rozważania jednego pojęcia do innego, co jest rodzajem przechodzenia od możności do urzeczywistnienia; jego poznanie, chociaż nie jest mierzone przez rzeczywistość, mierzone jest przez coś zewnętrznego wobec anioła — przez umysł, który mierzy rzeczywistość: umysł Boga. Anioł jest wciąż zależny w swoim istnieniu i działaniu od zewnętrznego źródła, źródła wszelkiego istnienia i wszelkiego działania — Pierwszej Przyczyny. Poznanie anioła, mimo że ogromnie immanentne, jest nadal odrębne od jego umysłu. Nie jest tak immanentne, by było z nim tożsame. W świecie jest miejsce na doskonałość o wiele wyższą niż doskonałość aniołów.

Stopnie życia są wyraźnie oddzielone. Najniżej są rośliny, gdyż ich życie jest najmniej immanentne. Później jest życie zwierzęce, następnie — ludzkie, a dalej dochodzimy do życia anielskiego. Nadal jednak nie jesteśmy u szczytu, gdyż i to życie nie jest szczytem immanencji; ten poziom życia wciąż ma na sobie nalot zewnętrzności. Nie jest to absolutnie czyste życie. Tego najwyższego stopnia życia musimy szukać w Bogu.

Życie Boże

Na podstawie tego, co powiedzieliśmy na temat istnienia i natury Boga, wiemy, że życie Boże istnieje. Bóg jest pierwszą przyczyną. Kto tak rozrzutnie posiał życie w świecie, musiał je mieć, aby je dać. Jest najwyższą inteligencją, a inteligencja jest najwznioślejszą formą działania immanentnego, to znaczy działania życia. Co więcej, życie jest jedną z tych nieograniczonych doskonałości, których nie posiada w pełni żadne stworzenie. Każde stworzenie mniejsze od Boga może tylko je dzielić, może tylko mieć w nich udział i przyjmować je w określonej formie. Nie odkrywa się go dzięki analizie zasadniczych cech jakiegokolwiek stworzenia. Tylko Bóg jest życiem.

Widziane przez człowieka: jego istnienie

Powinno być oczywiście jasne, że życie Boże nieskończenie przewyższa życie stworzone, a o życiu Boga i stworzeń mówi się tylko analogicznie; w Bogu jest ono w całkowicie wyjątkowy sposób.Jeśli będziemy pamiętać o tym zastrzeżeniu, to rozważanie życia Bożego w kategoriach używanych w tym rozdziale wyraźnie wydobędzie doskonałość tego życia i skieruje naszą uwagę na immanentne działanie Boga. Nie chodzi tu o wewnętrzną władzę poruszania się z miejsca na miejsce; dzięki swej boskiej naturze Bóg jest wszędzie. Nie chodzi tu o wzrost, odżywianie się, stopniowe osiąganie doskonałości — Bóg jest wiecznie doskonały. Nie istnieje zależność od rzeczy niższych od Niego, jak w wypadku człowieka, ani od Niego wyższych, jak w wypadku aniołów. Jego umysłu nie mierzy żaden inny umysł, żadna inna rzecz. Nie rozważa On najpierw jednego pojęcia, a potem kolejnego. Nie istnieje rozróżnienie między Bożą ideą i Bożym umysłem, gdyż Bóg jest zupełnie prosty. Innymi słowy, Boże działanie jest absolutnie immanentne; oznacza to, że życie Boże jest absolutnie doskonałe.

Jego rodzaj

W niczym nie przypomina to współczesnej ślepoty, z której powodu chrześcijański Bóg jest postrzegany jako zbyt statyczny, niedoskonały, pogrążony w zastoju, oderwany od życia, głównie dlatego, że w życiu Bożym nie ma rozwoju od etapu krótkich spodenek do długich spodni, od włosów grzecznie przyczesanych do stojących na jeża. Argument ten, w niedorzecznie prymitywnej formie, polega na tym, że w Bogu nie ma życia, ponieważ nie ma w Nim zmiany. Prawdziwy wniosek, jaki wypływa z tego, że w Bogu nie ma zmiany, jest oczywiście taki, że w życiu Bożym nie ma niedoskonałości. Jest to życie w najwyższym, najintensywniejszym, najdoskonalszym stopniu — życie intelektualne, działanie doskonałe w swojej immanencji.

Rozum może nas doprowadzić do tego miejsca i ani kroku dalej. Tyle człowiek może dostrzec na temat Boga własnymi oczyma — i nic więcej. Tu człowiek staje na krawędzi otchłani rozciągającej się między skończonym i nieskończonym, tutaj zatrzymują go same ograniczenia jego natury. Jest to próg wewnętrznego życia Boga, a wewnętrzne tajemnice należą do Boga i do nikogo poza Nim.

Widziane przez Boga

W oczach Boga Jego tajemnicze, wewnętrzne życie jest zupełnie przejrzyste. Bóg pojmuje całą jego niewysłowioną doskonałość, gdyż tylko Nieskończony może pojąć nieskończone. To poznanie Bóg posiada od całej wieczności i nie osiągnie go nikt inny, choćby kontemplował całą wieczność i choćby Bóg włożył w odsłonięcie tej opowieści niższym umysłom swą całą pełną łaskawości i czułą życzliwość.

W obliczu tych nieprzeniknionych prawd pozostajemy pełni pokory, lecz nie upokorzeni. Jesteśmy raczej pełni zachwytu, tak jak człowiek pozostający na niskim poziomie moralnym, którego wprawia w zachwyt kontakt z heroiczną świętością. Jak tragicznie by było, gdyby jego marny poziom moralny był najwyższym osiągnięciem, do jakiego może dążyć serce człowieka! Jak tragicznie i rozpaczliwie byłoby, gdyby nasze mizerne umysły mogły ogarnąć całą prawdę! Jak porywająca dla serca człowieka jest świadomość, że za niewyraźnym cieniem, który może dostrzec, znajduje się niewyczerpane piękno! Jak niewiarygodną łaskawością jest to, że człowiek otrzymuje — na ile może otrzymać — spojrzenie Boga, by wpatrywać się ponad cieniem w nieskończoną rzeczywistość!

Opowiedziane człowiekowi przez BogaOgłoszenie tajemnicy Trójcy

Bóg nie mówił o swoich tajemnicach powściągliwym szeptem za zamkniętymi bramami nieba. Podzielił się nimi — w stopniu, w jakim można się nimi dzielić — z najniższym z intelektów — z intelektem człowieka. Powiedział nam o swoim niewysłowionym, wewnętrznym życiu coś, co niemal przerasta możliwości naszego umysłu, tak jak radość wypełniająca serce do granic wytrzymałości. Tajemnica Trójcy przekazana nam przez Boga jest tajemnicą istnienia trzech Osób Bożych, rzeczywiście odrębnych, w jednej i tej samej Bożej naturze: równych sobie wzajemnie, współwiecznych, współistotnych — jednego Boga. Druga z tych Osób pochodzi od pierwszej przez wieczne rodzenie; trzecia pochodzi od pierwszej i drugiej przez wieczne tchnienie.

Jedyne źródło tego poznania

Nie ma żadnego sposobu, byśmy poznali to samodzielnie. Musiał nam to przekazać Bóg. Powiedział nam o tym mgliście i niewyraźnie w niejasnych słowach Starego Testamentu, jak gdyby chciał przygotować nasz umysł na potężny wpływ tak wielkiej prawdy. Następnie Nowy Testament zawiera wyraźne stwierdzenie zarówno Trójcy Osób, jak i tożsamości ich natury. W końcu orzeczenia Kościoła ogłaszają tę tajemnicę z klarowną zwięzłością, która wprawia umysł w osłupienie. To jedyne źródło naszego poznania Przenajświętszej Trójcy — autorytet Boga. Tylko Bóg mógł Ją znać, tylko Bóg mógł o Niej powiedzieć. Przekazał nam i pochyliliśmy umysły w pokornej i wdzięcznej wierze.

Prawomocność tego poznania

Współcześni nie mogą zrozumieć, dlaczego przyjmujemy prawdę, której nie możemy zweryfikować za pomocą naszego intelektu. Nie uważamy za coś znacznie mądrzejszego powątpiewania, że Bóg, który dał nam intelekt, pozwalający nam wypłukiwać okruchy złotej prawdy, mógł nam dać bryłki przekraczające możliwości naszego mozolnego procesu płukania złota, przekraczające w samej rzeczy nasze najbardziej szalone sny o bogatych odkryciach. Jakikolwiek punkt widzenia przyjmiemy, wyjaśnienia wymaga wątpienie w te tajemnice, a nie wiara w nie. Możemy dowieść — i dowiedliśmy — że Bóg jest najwyższą inteligencją, pierwszą prawdą; że w konsekwencji jest On niezdolny mylić siebie samego i innych, a inni nie mogą zmylić Jego. Dlaczego więc wątpić w Jego słowo? Poznanie Boga, do którego rozum dochodzi na podstawie świata rzeczywistego, niewątpliwie ma swe uzasadnienie, jak pokazaliśmy. Czyżby poznanie Boga, które pochodzi bezpośrednio od samego Boga, było mniej uzasadnione? Albo, by wyrazić tę prawdę prościej, czy poznanie z pierwszej ręki należy koniecznie uznawać za gorsze od poznania z drugiej ręki? W końcu poznanie gromadzone na podstawie skutków Bożego działania w świecie jest na pewno poznaniem z drugiej ręki w porównaniu z poznaniem pochodzącym bezpośrednio od Boga. Nie — fakt, że to poznanie przychodzi do nas jako całkowicie darmowy dar od Boga, nie jest zarzutem wobec jego prawomocności, lecz tej prawomocności gwarancją, Bożą gwarancją.

Rozum i tajemnica TrójcyOgólnie

Trójca jest tajemnicą; nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Gdyby nam nie powiedziano o Jej istnieniu, nigdy byśmy czegoś takiego nie podejrzewali. Co więcej, nawet jeśli już wiemy, że Trójca istnieje, nie możemy Jej pojąć. Człowiek próbujący wyjaśnić tę tajemnicę znajduje się w położeniu krótkowidza, który wytęża wzrok na wschodnim wybrzeżu w stanie Maryland, by dostrzec Hiszpanię. Nie możemy mierzyć głębin oceanu boskości podręczną linijką ludzkiego intelektu.

Może się wydawać, że wspaniale byłoby przyjąć wobec tajemnic postawę słusznego oburzenia, pochwycić topór i wyruszyć na krucjatę, by poświęcić się rozbijaniu ciemnych okien, za którymi szaleje tajemnica. Tylko dlaczego nie zacząć krucjaty od własnego podwórka? Znacznie wcześniej, niż ją zakończymy w świecie natury, nasz topór się stępi, ramię osłabnie, a dusza spokornieje wystarczająco, by zobaczyć, że na tym świecie istnieją prawdy, o jakich się nie śniło; prawdy niewyobrażalne w świecie boskości. Co na przykład wiemy o elektryczności oprócz tego, że działa, i co nieco o tym, jak działa? Jest wiele spraw do wytłumaczenia dotyczących radia poza zagadkowym wyborem namolnych artystów, którzy wykorzystują je jako środek wkradania się do naszych domów. Wiemy nie tylko to, że czerwone światło daje nam wybór między zatrzymaniem samochodu a przyjęciem mandatu, ale też, że ma ono jakieś 130 000 000 drgań na sekundę. Jednak i tak nie na wiele się to przydaje. Kultura bakterii wyhodowana z mózgu lub rdzenia kręgowego wściekłego psa zahamuje rozwój wścieklizny, lecz nikt nie wie, dlaczego. I tak dalej. Mimo to jesteśmy zaskoczeni, zaskoczeni i oburzeni, że Bóg przekazuje nam prawdy przekraczające zdolności naszego umysłu!

Zwykły zdrowy rozsądek powinien nam powiedzieć, że jest to normalna cecha towarzysząca nieuniknionym ograniczeniom naszej natury. W małej filiżance może się zmieścić tylko trochę wody, a nie cały ocean. Nasze oczy mogą widzieć tylko pewien zakres widma, a nie całość; mogą przyjąć tylko pewną ilość światła bez ryzyka utraty wzroku. Istnieją promienie światła niewidoczne dla naszych oczu i dźwięki niesłyszalne dla naszych uszu. Uznajemy te ograniczenia za oczywiste. Jak nasze oczy są tylko ludzkimi oczami, a uszy tylko ludzkimi uszami, tak nasz intelekt jest tylko ludzkim intelektem. Istnieją prawdy, których nie możemy poznać za jego pomocą.

Kiedy dowiadujemy się od wyższego intelektu o takich prawdach, niewiele możemy z nimi zrobić. Z pewnością nie możemy ich udowodnić. Próby zbadania przynoszą skromne wyniki. Możemy pokazać, że nie sprzeniewierzają się rozumowi, to znaczy nie pociągają za sobą sprzeczności, i wynaleźć kilka ich niezdarnych ilustracji. W ten sposób możemy na przykład pokazać, że idea trzech osób w jednej naturze nie jest niewyobrażalna, że nie jest sprzecznym stwierdzeniem, iż ta sama rzecz jest w tym samym czasie jedną rzeczą i trzema rzeczami. W rzeczywistości wykluczenie tej często przywoływanej sprzeczności przeciwko prawdzie o Trójcy jest nieprawdopodobnie proste — wymaga jedynie ukazania faktu, że istnieje różnica między osobą i naturą.W wypadku krzyżówki zasadą, za pomocą której krzyżówka została opracowana, jest natura ludzka, a zasadą, która opracowała krzyżówkę, był Jan Kowalski. Pierwsza odpowiada na pytanie, dlaczego coś takiego było możliwe — żadna inna natura nie podejmuje takich działań; druga odpowiada na pytanie, kto tę pracę wykonał. Różnica staje się dość oczywista, gdy porównamy niezadowolenie zwykłego człowieka wywołane sugestią, że jest on w czymkolwiek mniej ludzki niż każdy inny człowiek, z jego pewną wiedzą, że jego osoba nie jest tożsama z osobą jakiegokolwiek człowieka, który kiedykolwiek istniał.

W tajemnicy Trójcy Osoby są od siebie odrębne, ale każda z nich jest tożsama z Bożą naturą. Nie chodzi tu o możliwość pojęciową — gwarantowaną przez nasze postrzeganie różnicy między osobą i naturą w otaczającym nas świecie — lecz o fakt. Czy nie jest to pogwałcenie zasady matematycznej mówiącej, że dwie rzeczy równe trzeciej są równe sobie nawzajem? Ojciec nie jest odrębny od Bożej natury, Syn nie jest odrębny od Bożej natury, dlatego Ojciec nie jest odrębny od Syna. Prawdą objawioną jest to, że chociaż Ojciec i Syn nie są odrębni od natury Bożej, są odrębni od siebie nawzajem. Żadna z tych prawd nie narusza zasady matematycznej, o której tu mowa. Być może dostrzeżemy źródło nieporozumienia, jeśli pomyślimy, że jakości działania i doznawania są takie same, gdy się je rozważa jako immanentne, lecz nie są takie same, gdy się je wzajemnie przeciwstawi. Na przykład uderzenie w twarz, które zadaliśmy, i uderzenie w twarz, które otrzymaliśmy, są takie same jako immanentne, to znaczy w punkcie styczności, ale są od siebie zdecydowanie różne pod względem ich własnego i formalnego ujęcia. Syn, dokładnie jako Syn, jest odrębny od Ojca, dokładnie jako Ojca, mimo że obaj są tożsami z naturą Bożą.

Znajdujemy jedynie tak nieporadne ilustracje, jak łączenie się trzech płomieni w jeden płomień — światło świecy, które jest czerwone, żółte i błękitne, mimo że jest jednym światłem — czy pień drzewa wyrastający z korzenia i owoc pochodzący zarówno od korzenia, jak i pnia, stanowiące mimo to wszystkie trzy jedno drzewo. Są to przykłady niezdarne, przykłady, które kuleją tak mocno, że są raczej zawadą niż pomocą w uciszeniu naszego niespokojnego intelektu. Tak jak twierdziliśmy w całym tym rozdziale, ludzki rozum nie może wiele zrobić z prawdami odpowiednimi wyłącznie dla umysłu Boga. Być może najlepszym sposobem postępowania przy rozważaniu Trójcy byłoby wybranie podstawowych terminów teologicznych, poddanie ich analizie i zilustrowanie, tak byśmy mogli uzyskać precyzyjne stwierdzenie tajemnicy i zachować nasz wątły, intelektualny punkt oparcia w kwitnącej prawdzie o trzech Osobach Bożych w jednej Bożej naturze.

Podstawa odrębności Osób — pochodzenia

Te podstawowe terminy, wprowadzające w samo objawienie tajemnicy, można sprowadzić do trzech: kolejność pochodzeń,relacje samoistne osoba. Badając po kolei każdy z nich, dojdziemy przynajmniej do poznania, czego tajemnica Trójcy za sobą nie pociąga i w co, w związku z tym, mamy dokładnie wierzyć, wierząc w tę tajemnicę.

Dzięki wierze wiemy, że Syn pochodzi od Ojca, a Duch Święty od Ojca i Syna. Znaczy to, że Ojciec jest zasadą Syna, a Ojciec i Syn są jedną zasadą Ducha Świętego. Aby mieć odrębność, musimy mieć różnicę; a ponieważ nie ma żadnej różnicy od strony natury — trzy Osoby mają tę samą numerycznie Bożą naturę — jedyna możliwa różnica wiąże się z pochodzeniem jednej Osoby od drugiej. Zgodnie z naszym sposobem myślenia zasada jest przyczyną rzeczy. Nie możemy pojąć, jak jedna Osoba może pochodzić od innej bez takiej czy innej zależności. To właśnie jest istota tajemnicy — właśnie tego nigdy nie zrozumiemy. Możemy jednak zrozumieć znaczenie stwierdzenia: Ojciec nie jest przyczyną Syna ani Ojciec i Syn nie są przyczyną Ducha Świętego. W to właśnie mamy wierzyć. Nie może być relacji przyczynowości między Osobami Boskimi, gdyż obaliłoby to prawdę, że wszystkie są Boże. Używamy słowa „zasada”, gdyż oznacza ono porządek pochodzeń w sposób absolutny, nie określając szczególnego sposobu, który byłby obcy pochodzeniu trzech Osób Boskich. Jednym słowem, termin „zasada” jest nieoceniony z powodu swojej nieokreśloności — ukrywa niemożliwą do zrozumienia prawdę, osłaniając nasze oczy przed jej blaskiem, jednak tej prawdy nie zniekształca.

Pochodzenia nie należy tutaj rozumieć tak, jak rozumie się pochodzenie słowa, które wyszedłszy z ust człowieka, przemierza cały świat, lecz analogicznie, jak pochodzenie pomysłu, który wychodzi z umysłu człowieka, ale pozostaje w jego głowie. Pochodzenia Boże nie są wychodzeniem na zewnątrz, ale następują w samym Bogu, z całą doskonałością immanencji, którą posiada jedynie Bóg.

Pochodzenie w Bogu nie jest zatem takie samo jak u najniższych stworzeń, to znaczy nie następuje na sposób ruchu przestrzennego ani przyczyny prowadzącej do zewnętrznych skutków. Jest to raczej porządek najdoskonalszego działania w jego najdoskonalszej formie — działania intelektualnego. W tym porządku coś, co pochodzi, nie jest koniecznie odrębne od swojego źródła. W rzeczy samej w im doskonalszy sposób pochodzi, tym bardziej jest zjednoczone ze swoim źródłem, gdyż im bardziej jest doskonałe, tym bardziej jest immanentne. Wiara uczy nas, że w Bogu są dwa takie pochodzenia: rodzenie, przez które Syn pochodzi od Ojca, i tchnienie, przez które Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna jako od wspólnej zasady. Zajmiemy się ponownie nieco dokładniej tymi zagadnieniami w dalszej części rozdziału.

Rzeczywistość relacji ustanowionych przez pochodzenia

Należy tu zwrócić uwagę na kwestię, że te dwa pochodzenia ustanawiają relacje w Bogu: podwójną relację ojcostwa i synostwa, wynikającą z rodzenia, i podwójną relację czynnego i biernego tchnienia, wynikającą z pochodzenia Ducha Świętego od Ojca i Syna. W naszym ludzkim porządku relacja wynikająca, powiedzmy, z antropologicznego sklasyfikowania człowieka jako należącego do rasy alpejskiej, śródziemnomorskiej czy nordyckiej jest wyłącznie sprawą umysłu, relacją rozumu. Nie wynika z zasad samej natury. Przeciwnie, relacje człowieka do jego celu, jego czynów, jego Stworzyciela są wszystkie relacjami rzeczywistymi, wynikającymi z samych zasad jego natury. Przybysz odwiedzający Waszyngton, jakkolwiek krótko by tam przebywał, z pewnością ujrzy masywne filary budynku Sądu Najwyższego. Przez jego spojrzenie na nie ustanowiona zostaje relacja między nim i tymi filarami. Od strony filarów jest ona relacją rozumową, ponieważ natura filarów nie jest źródłem relacji, którą spowodowało ich obejrzenie. W porządku Bożym relacje ojcostwa, synostwa, tchnienia czynnego i biernego są rzeczywiste, a nie rozumowe. Relacje te wynikają z tej samej numerycznie Bożej natury. Jako rzeczywiste, są odrębnymi terminami: ojcostwo nie jest tym samym co synostwo, a tchnienie czynne nie jest tym samym co tchnienie bierne. Są rzeczywiste, zdecydowanie przeciwstawne i, jako zupełnie odmienne od jakiejkolwiek relacji w świecie stworzonym, samoistne. Przez te przeciwne relacje zostają ustanowione trzy Osoby Boskie: Ojciec, Syn i Duch Święty. Tylko dzięki takiemu przeciwstawieniu pochodzeń istnieje odrębność w Bogu. Są zatem nie cztery, ale trzy Osoby Boskie, ponieważ nie ma przeciwstawienia między czynnym tchnieniem i relacjami ustanowionymi przez rodzenie.

Wszystko to jest oczywiście niemożliwe do zrozumienia. Powyższe wyjaśnienie nie miało doprowadzić do zrozumienia tajemnicy, lecz raczej wskazać, gdzie ona się kryje, by mogła ją przyjąć nasza wiara. Niemniej jednak nasz intelekt jest czymś bardzo niespokojnym, niesfornym i niezależnym. Wszelkie ograniczenie niezrozumiałością go irytuje, chociaż w rzeczywistości może ono zrywać więzy przyrodzoności i otwierać przed nim nieoczekiwaną wolność prawd właściwych Bogu.Rozdrażnienie jest nielogiczne, jest jednak czymś bardzo powszechnym wśród ludzi. Jeśli możemy uchwycić rąbek tajemnicy, to mimo że dotykamy ją zaledwie koniuszkami palców, czujemy się znacznie lepiej. Być może właśnie ze względu na ten dziecinny upór, będący tak pospolitą ludzką słabością, Bóg skłonił ludzi do stworzenia najsławniejszej ilustracji Trójcy.

Ilustracja klasyczna

Należy jednak pamiętać, że jest to tylko ilustracja. Nie należy jej brać dosłownie, jednoznacznie. Ilustracja ta kuleje, gdyż porównuje sprawy Boże do ludzkich; ale umożliwia nam ten dotyk koniuszkami palców, tak niezbędny dla naszej dumy. Wygląda następująco: Życie jest działaniem. W świecie stworzonym jest procesem zmiany, procesem osiągania doskonałości lub wykorzystywania osiągniętej doskonałości. Przez cały czas jednak głównym wątkiem życia jest immanencja. Im doskonalsza jest immanencja, tym doskonalsze jest życie. Najwyższym rodzajem życia, i w konsekwencji najbardziej immanentnym działaniem, jakie znamy, jest życie intelektualne. Dochodząc do absolutnie doskonałego życia Boga, możemy się spodziewać działania; najwyższego, najbardziej doskonałego działania — a więc działania o najbardziej wysublimowanej immanencji. Zarówno na podstawie tego, że działanie Boga jest doskonale immanentne, jak i na podstawie tego, że Bóg jest czystą inteligencją, możemy sądzić, że Jego działanie jest działaniem intelektualnym i kieruje się, mówiąc naszym ludzkim sposobem, tylko dwiema zasadami: intelektem i wolą.

Całe działanie immanentne będzie zatem — od strony intelektu Boga — poznaniem Bożym, poznawaniem przez Boga siebie samego. Poznanie to nie zależy w żaden sposób od nikogo i niczego, co jest wobec Boga zewnętrzne. Nie jest przez nic mierzone i dąży do kresu — znanego Bogu — który jest całkowicie doskonały, gdyż jest całkowicie immanentny. Bóg poznający samego siebie jest zasadą, od której pochodzi wieczne Słowo Boga; to Słowo poznaje Bóg.

Od strony woli, która w naszym wypadku idzie w ślad za poznaniem, istnieje wieczny i immanentny akt Bożej miłości. Bóg, wiecznie poznający siebie w doskonały sposób z najwyższą immanencją, rodzi wieczne Słowo, Syna, doskonałość Ojca. Wiecznym i immanentnym tchnieniem miłości Syna do Ojca i Ojca do Syna jest Duch Święty — znak Bożej miłości, która istnieje samoistnie. Doskonała immanencja tych aktów wymaga, aby żaden z tych trzech nie był odrębny od istoty Bożej, lecz by każdy był z nią w pełni tożsamy. Przeciwstawność relacji wymaga zaś, by byli odrębni od siebie nawzajem. Są jednym Bogiem i trzema Osobami Bożymi: współistotnymi, współwiecznymi, równymi sobie wzajemnie.

Osoby Boże

Nazywanie Ojca, Syna i Ducha Świętego osobami to nie żadna licentia poetica. To nie jest język przenośny. Oni są osobami. Jest to punkt, który możemy wyraźnie dostrzec, wyjaśniając nasze pojęcie osoby, przez odcięcie przypadkowych elementów, tak aby istota mogła stać się wyraźna. Osoba, by ująć to tak krótko, jak to tylko możliwe, jest jednostkową substancją intelektualną, niezależnie od tego, jaki jest rodzaj tej substancji i w jaki sposób jest ona odróżniana od innych osób o tej samej naturze. Stąd istnieją osoby ludzkie, anielskie i Boże. Osoba ludzka istnieje samoistnie w ludzkiej naturze i jest odróżniana od wszystkich innych osób ludzkich w sposób właściwy naturze ludzkiej, to znaczy za pomocą oznaczonej materii. Osoba anielska istnieje samoistnie w naturze anielskiej i jest odróżniana od wszystkich innych osób anielskich w sposób właściwy naturze anielskiej, to znaczy przez odrębność gatunkową. Osoba Boża istnieje samoistnie w naturze Boskiej i jest odróżniana od innych Osób Bożych w sposób właściwy Bogu, to jest przez przeciwstawność relacji pochodzenia.

Czasami nadajemy tym Osobom Bożym imiona, należne im z racji ich Bożej natury. Są to na przykład takie imiona, jak wszechmocny, dobry, miłosierny. Należą one nie do jednej Osoby, ale do wszystkich trzech, ponieważ tożsama numerycznie Boża natura jest wspólna dla wszystkich trzech. Innymi razy zwracamy się do Osób Bożych, używając imion, które należą do nich nie ze względu na ich Bożą naturę, lecz ze względu na przeciwstawność relacji pochodzenia. Takie imiona to na przykład Ojciec, Syn i Duch Święty. Są one imionami całkowicie własnymi; nie można nadać imienia Syna Duchowi Świętemu, gdyż prawo do niego zapewnia relacja synostwa, właściwa jedynie Synowi. Warto zauważyć, że kiedy mówimy „Ojcze nasz”, zwracamy się do całej Trójcy, a nie tylko pierwszej Osoby — Bóg jest naszym Ojcem nie przez wieczne rodzenie Syna, lecz przez stworzenie, które, jak wszystkie działania zewnętrzne, jest wspólne dla trzech Osób.

Jedną z najbardziej uspokajających spraw wiążących się z tajemnicą Trójcy jest jej niepojmowalność. Świetnie jest mieć tak konkretną pewność, że nasze umysły nie wyrażają całej wspaniałej opowieści inteligencji, że okruchy prawdy, które tak mozolnie gromadzimy, są tylko okruchami, a nie podsumowaniem uczty prawdy, że słaby blask, który ledwie oświetla ścieżkę przed naszymi stopami, nie jest światłem całego świata. Konkretna pewność tej niepojmowalności przychodzi do samotnego ludzkiego umysłu, jak ulga z odnalezienia zagubionego dziecka napełnia jego rodziców: z radością zbyt wielką, by wyrazić ją słowami, i zbyt głęboką, by się śmiać, z rozbudzonymi nadziejami i pełnym, niepodważalnym, ochoczym oddaniem wiary.

Podsumowanie

Jednak niektóre dzieci, jak się wydaje, rodzą się rozczarowane. Ktoś ujawnił im prawdę o świętym Mikołaju i teraz przez cały czas siedzą nadąsane. Są zdecydowane zadowolić się wstępem do opowieści inteligencji, przejeść się okruchami prawdy, oświetlać świat zapałką, którą właśnie zdmuchnęły. Dadzą sobie radę bez Boga i Jego niepojętych tajemnic, a nade wszystko nie będą miały nic wspólnego z Trójcą. Mimo to nigdy nie wyrzekają się Go całkowicie. Chociaż obalają Boga i Trójcę, tworzą karykaturę Boskości i Osób Bożych.

Parodie Trójcy

Jest oczywistą prawdą, że człowiek kwestionujący Boga tworzy własnego boga, co przynosi o wiele żałośniejsze skutki niż te, które kiedykolwiek uzyskuje rzeźbiarz amator. Jednak pod bezsensem kryje się sens, gdyż każdy człowiek musi mieć cel, do którego kieruje swoje życie. Nie jest wcale jasne, dlaczego człowiek musi również wytwarzać parodię Trójcy, porzucając ją, ale tak zwyczajnie jest, że Ją parodiuje. Czyni on siebie i swój świat materialny tak niezrodzonym jak Ojciec. Wysiłek intelektualny skupia na sobie i na świecie materialnym, czasami nawet w takim stopniu, że ten wysiłek intelektualny wytwarza świat. Z tej wiedzy o sobie i świecie, wiedzy poprzecinanej z konieczności szerokimi pasmami ignorancji, wyrasta niewzruszona miłość, która nie pozostawia miejsca dla rywala. Jest to próba zdobycia doskonałości immanencji bez doskonałości życia, która powinna być podłożem tej immanencji; parodia boskiej samowystarczalności, osiągająca wieczność przez niedostrzeganie początku i końca; karykatura intensywności życia Bożego, kończąca się zwykłym zamętem.

Przerażenie śmiercią

Ze względu na niewymagające cele parodii mamy tu zbyt wiele postaci. Jedna lub druga musi odejść. W końcu więc albo świat zostaje zepchnięty na bok, podczas gdy człowiek zawija się w fałdy swojego bytu i wycofuje w jałową nicość solipsyzmu, albo jednostka zostaje wciągnięta w paszczę świata, by się stać surowcem na pożywienie dla masy. Bez względu na to, czy zostanie wybrana pierwsza możliwość, druga czy może obie, uzewnętrzniają się znamienne cechy. Jeśli masa wchłania jednostkę, wtedy przerażenie śmiercią jest niewielkie, gdyż śmierć stała się już czymś żywym. Występuje jednak paniczny strach przed ludzkim życiem, dręczący lęk paraliżujący człowieka na samą myśl o byciu samotnym, odpowiedzialnym, o posiadaniu życia mającego sens. Z drugiej strony, kiedy jednostka odrzuca świat, najczęściej współistnieje jedno i drugie — przerażenie śmiercią i strach przed życiem. Same zabezpieczenia przed śmiercią, hasła, że najważniejsze są pewność i bezpieczeństwo, odraza wobec ubóstwa materialnego i poświęcenia uniemożliwią temu człowiekowi wypicie do dna pełnego po brzegi kielicha życia. Tak bardzo boi się on śmierci, że zaczyna umierać w kwiecie wieku; życie jest tak drogocenne, że nie ośmiela się z niego korzystać.

Strach przed życiem

Jest to dość logiczne. Człowiek ten uczynił z siebie małą trójcę i nikt nie wie lepiej od niego, że trójca ta nie jest zasadą nieśmiertelnego życia, że nie pochwycił na wieki ulotnego zwycięstwa nad śmiercią. Wie, że posiada życie tylko przez chwilę, więc dlaczego miałby się nie bać śmierci? Wie lepiej od kogokolwiek, że życie jest zbyt wielkie dla jego małej trójcy, że umyka ono jego umysłowi, jego woli i rękom, więc dlaczego miałby się go nie bać?

Pragnienie życia Pełnia życia

Człowieka nie może pochłonąć pragnienie życia i nie może się on odciąć od pełnej doskonałości Bożego życia. Oczywiście człowiek nie może być zakochany w życiu i jednocześnie albo je ozięble od siebie odepchnąć, albo próbować zmieścić w sobie jego intensywność. Pragnienie życia musi być pragnieniem tej doskonałości działania, którą opisuje immanencja. Mówiąc prościej, pragnienie życia musi być pragnieniem Boga, pragnieniem absolutnie immanentnego działania Trójcy. To jest wieczne i doskonałe życie Boga. Wszelkie inne życie jest uczestnictwem w tym Bożym życiu, a wszelkie inne działanie jest uczestnictwem w tym działaniu. Wszelkie inne życie, wszelkie inne działanie jest doskonałe w takim stopniu, w jakim zbliża się do tej całkowitej immanencji życia Bożego. To jest pełnia wszelkiego życia, najwyższy stopień życia przekraczający wszystkie inne, szczyt będący również fundamentem, początek będący również końcem.

<< rozdział VI rozdział VIII >>