Komentarz do Summy teologii – rozdział V Wola boga

Główny motyw działania

W świecie praktycznym, takim jak nasz, każdy wie, że marzenia się spełniają wcale nie dzięki marzycielom. Do zrealizowania czegokolwiek niezbędne jest działanie. Ma ono w życiu zupełnie zasadnicze znaczenie. Ptak zbyt płochliwy, by podjąć ryzyko pierwszego wylotu z gniazda, umrze wskutek tego przywiązania do bezpieczeństwa. Drzewo zbyt słabe, by zapuścić korzenie wystarczająco głęboko, aby znaleźć wilgoć, uschnie właśnie z powodu oszczędzania energii. Dobrze nas nauczono, że ceną życia jest działanie — a nawet tak dobrze, że czujemy pokusę porzucenia szkoły życia zaraz po zdaniu przedszkolnego sprawdzianu. Wielu ludzi w naszej epoce oprawiło swój dyplom ukończenia przedszkola i z dumą rozpoczęło dorosłe życie. Wywiesili tabliczki oznajmiające światu, iż są działaczami, apostołami aktywności, fanatykami postępu, oddanymi działaniu z dnia na dzień większemu, intensywniejszemu i energiczniejszemu.

Natura dążenia

Prawdopodobnie nic nie zakłócałoby ich zadowolenia, gdyby nie to, że współcześnie często zadaje się zjadliwe pytanie: „No i co z tego?”. Człowiek może kręcić młynka palcami tylko po to, by coś robić, lecz z pewnością z tego powodu nie będzie się głodzić, nie będzie harować godzinami ani słuchać szyderstw tłumu z wysokości krzyża. Tajemnic życia nie odkrywa się przez uciszanie marzyciela i rozwiewanie jego marzeń. Proces, zmiana, postęp, działanie nie są sygnałami wzywającymi ludzi do porzucenia bezwładu., lecz są odpowiedzią człowieka na zasadnicze wyzwanie pożądanej rzeczy. Istnieje coś głębszego od działania, co stanowi jego przyczynę. Za działaniem kryje się coś, co jest jego celem. Głęboko w sercu człowieka znajduje się mechanizm, do którego zwolnienia wystarczy eteryczne muśnięcie. Pochodzące stąd działanie, zapoczątkowane muśnięciem marzenia, dąży do jego ziszczenia, a dalej — do płynącej z niego radości, jeśli tylko było to warte tego, by marzyć.

Innymi słowy, działanie nie ogranicza się do procesu, zmiany czy dążenia. Idzie dalej — do posiadania upragnionej rzeczy, która była jego źródłem. Człowiek nie biegnie, by utracić oddech, ani nie żyje, by zużyć życie. Dni poświęcone poszukiwaniu czegoś nie są wypełnione lękiem przed jego pomyślnym skutkiem. W tym wszystkim człowiek pozostaje w jedności ze światem, w którym żyje. We wszystkim obecna jest tendencja czy skłonność ku upragnionej rzeczy, która jest własną doskonałością i która się odnosi do tej doskonałości, do jej osiągnięcia i radowania się nią.

Granice pragnienia

Skłonność tę określa się ogólnie mianem dążenia; odpowiada ono posmakowi bycia chcianym, czyli dobru, tak jak intelekt odpowiada prawdzie. U zwierząt jest to dążenie zmysłowe, a u istot inteligentnych — wola. Z pewnej grzeczności, łatwej do okazania dla istot zajmujących wyższą pozycję, choć niezbyt pospolitej, rozciągamy znaczenie tego terminu na cały nieożywiony świat i rośliny, i wtedy używamy określenia „dążenie naturalne”. Trzeba dobrze zrozumieć, że jest to tylko grzeczność, gdyż dążenie zawsze idzie za poznaniem i nigdy nie wyprzedza swego przewodnika. Tamte stworzenia zaś nie poznają, a więc, ściśle mówiąc, również do niczego nie dążą. Ich działanie jest natomiast zdeterminowane do jednego sposobu. Roślina, zapuszczając głębiej korzenie podczas suszy, działa zgodnie z wiedzą Boga odciśniętą w samej jej naturze — nie znając jednak poszukiwanej rzeczy i zgodnie z jednorodnym i nienaruszalnym prawem fizyki. Pies węszący za zakopaną kością ma przynajmniej przebłysk wiedzy zmysłowej, oświetlającej drobne skrawki ścieżki, którą wiedzie go jego dążenie; natomiast człowiek szukający pozycji społecznej, szczęścia, miłości czy prawdy kroczy w jasnym świetle wiedzy intelektualnej, rozjaśniającym początek i koniec oraz przestrzeń między nimi.

Dwa spojrzenia na dążenie BogaZaprzeczenie — zniekształcenie

Negowanie działania w świecie, w którym żyjemy, wydaje się trudne, choć niektórzy próbowali to robić. Jeśli zaś przyjmiemy istnienie działania, niemożliwe wydaje się zanegowanie pragnienia, które kryje się za tym działaniem oraz jego organem, zwanego dążeniem. Skoro w świecie istnieje działanie i dążenie, umysły ludzi musiały się zająć kwestią działania i dążenia w Bogu. Ludzie tak samo nie mogli przecież trzymać się z dala od zagadnienia woli Bożej, jak nie mogli pominąć pytania o istnienie Boga. Odpowiedź, twierdząca lub przecząca, ma tak doniosłe reperkusje dla życia ludzkiego, że każda próba jej ominięcia staje się ewidentną, dziecinną grą pozorów. Ta sprawa musi zostać rozstrzygnięta, ponieważ od jej rozwiązania zależy cały charakter życia człowieka.

Źródła tych poglądów

Rozmaitość odpowiedzi proponowanych w ciągu wieków ludzkiej myśli wręcz przytłacza. Z drugiej strony nie jest ona jednak zaskakująca: ta sama kłopotliwa różnorodność pojawi się z całą pewnością, gdy zapytamy o cokolwiek na forum ogólnym. W tej sprawie różne błędne odpowiedzi można z grubsza sprowadzić do dwóch: odpowiedzi całkowicie negującej dążenie w Bogu oraz takiej, która zniekształca Boga przez przypisywanie Mu dążenia innego niż Boże. Obie te odpowiedzi opierają się właściwie na prawdzie, że dążenie jest ślepe, głuche i nieme — niezdolne do zrobienia kroku w żadnym kierunku, dopóki poznanie go nie poprowadzi. Jeżeli, jak utrzymują zwolennicy pierwszej odpowiedzi, przed tajemniczym pojawieniem się ludzkości nie było ani intelektu, ani wiedzy lub jeśli nawet obecnie nie ma czegoś takiego jak duchowa władza intelektu oraz ostrze poznania, przebijające pancerz czasu i zmysłów, wtedy oczywiście w Bogu nie może być dążenia intelektualnego, czyli woli. Miłość, pragnienie i władza woli, właściwa miłości, zostały usunięte ze wszechświata, a przede wszystkim pozbawiono ich jego Stwórcę. Świat i ludzie zostali przekazani tajemniczej, ale wyraźnie ślepej sile, której nie można postawić przed sądem rozumu. Z drugiej strony, jeśli Bóg jest — jak mówią inni — wytworem człowieka, a jego intelekt jest skrojony na ludzką miarę, to oczywiście wola Boża może włożyć na siebie wszelkie ludzkie szmaty, ale w powłóczystych szatach boskości wygląda żałośnie.

Współcześni ludzie, którzy uczynili ludzką wolę i ludzką miłość źródłem woli i miłości Bożej, proponują ludziom produkt syntetyczny, który miał pochlebiać, jednak w rzeczywistości odziera ze złudzeń, tak jak zrobione z zaskoczenia zdjęcie czy improwizowane nagranie. Sądząc po ich syntetycznej woli Bożej, jest oczywiste, że niektórzy z tych przywódców gubią się w sentymentach niegodnych nawet ludzkiej miłości; wzdragają się przed bólem i złem, snują marzenia o słodziutkim życiu, płynącym w takt cichej muzyki i delikatnych westchnień, i domagają się boga, który emanuje łagodnymi emocjami. Inni, z pewną autobiograficzną szczerością, przyznają Bogu jedynie słabą, szamoczącą się i często zawodzącą wolę i miłość do ludzi. Mogą z takim bogiem żyć całkiem przyjaźnie albo nawet mu współczuć. Dla wielu przywódców przedmiotem wszelkiej woli i miłości, siłą rzeczy kosztem pojedynczych ludzi, są jedynie tłumy. Wola jest przywilejem nie ludzi, nie jednostek, nie osób, ale społeczeństw. Jeśli Bóg ma mieć wolę, to musi być — w ten czy inny sposób — tłumem, masą, społeczeństwem.

Zwyrodnienie poznania

Zarówno zaprzeczenie, jak i zniekształcenie mają swoje wytłumaczenia, a raczej — wymówki. Od strony intelektualnej występuje, widoczne we współczesnym traktowaniu istnienia Boga i Jego wiedzy, zwyrodnienie odkryć naukowych, polegające na wspieraniu nienaukowych i zupełnie wykraczających poza obszar nauki wniosków. Ta sama zarozumiałość, która odmawia pochylenia się intelektu człowieka przed kimkolwiek wyższym od niego, odmawia również uznania jakiejkolwiek woli wyższej od woli człowieka. Za tą zarozumiałością kryje się błędny pogląd, że takie uznanie poniża człowieka, redukuje go do poziomu niewolnika lub marionetki.

Podwójny problem: ludzka wolność, zło i cierpienie

Od strony moralnej wytłumaczenia tych współczesnych błędów mają niebezpiecznie kuszący wdzięk. Skutkiem istnienia woli Bożej jest nasze podporządkowanie się chlubiące się prawdą, wierność osiągana tylko dzięki ofierze i miłość gardząca ostrożnością. W epoce zaś, której głównym tematem jest „ja”, a hasłem — „najpierw bezpieczeństwo”, takich rzeczy chętnie się unika. Istnienie woli Bożej wydaje się także wywoływać nierozwiązywalny konflikt z ludzką wolnością. Jeśli wola Boża jest najwyższa, to jak nasza ludzka wola może wędrować tam, gdzie chce, jak możemy sprzeciwiać się woli Bożej, w jaki sposób jesteśmy panami samych siebie? Jest to problem pierwszorzędnej wagi i zajmiemy się nim dość obszernie w niniejszym rozdziale. Innym problemem, niemal równie poważnym, jest zło i cierpienie. Jeśli nieskończenie dobry i potężny Bóg ma najwyższą wolę, to dlaczego zło i cierpienie w ogóle istnieją? Człowiek, który ma władzę, stara się ze wszystkich sił je pokonać i przegrywa, gdyż jego wola jest ograniczona, a władza skończona. Tam, gdzie nie ma ograniczenia ani słabości, nie powinno też być zła i cierpienia. Problem ten zostanie obszernie podjęty w następnym rozdziale tej książki. Tutaj przyznajmy szczerze, że oba te problemy są zdecydowanie rzeczywiste i że miały one, oraz mają nadal, wpływ na niechęć człowieka do uznania, że w Bogu istnieje naprawdę Boża wola.

Istnienie woli BogaDowód

Mimo to, w imię zdrowego rozsądku i oczywistych faktów, nie można odmawiać Bogu posiadania woli Bożej. Wola — czy też dążenie intelektualne — jest motorem, motywem czy siłą napędową istot inteligentnych. W drugim rozdziale tej książki udowodniliśmy zaś, że Bóg jest inteligentny; dowód ten wychodził od faktu Jego boskiego działania. To prawda, że może istnieć siła napędowa bez wewnętrznej wiedzy. Nie twierdzimy, że huragan planuje każdy szczegół swego niszczącego ataku, chociaż, jak widzieliśmy i jeszcze obszerniej zobaczymy, nawet ostatni szczegół jest zapisany w planach najwyższej inteligencji. Jednak posiadanie inteligencji bez posiadania woli jest niemożliwe — tak samo jak posiadanie bytu bez celu jego istnienia. Gdyby można było wyobrazić sobie intelekt bez woli, byłby on odległy, chłodny, bezużyteczny, jałowy, bezpłodny. Faktycznie, gdy dopełnieniem wielkiej inteligencji jest słaba wola, napotykamy uosobienie bezużyteczności i bojaźliwości. Krótko mówiąc, wszystko, co istnieje, posiada cel swojego istnienia i dążenie prowadzące do osiągnięcia tego celu, cieszenia się nim. Rzeczywistość tego świata domaga się istnienia Boga.

Wyższość woli Bożej

W świetle naszych rozważań o faktach i o tym, czego one domagają się od Bożej natury i Jego przymiotów — brak wszelkiej możności i jakiegokolwiek ograniczenia, Jego nieskończona doskonałość — jest oczywiste, że nie możemy traktować woli Bożej jak dalekiego i ubogiego krewnego. Samo pojęcie Boga zostaje unicestwione, gdy tylko wprowadzi się do niego zależność. Przypisywanie woli Bożej czegokolwiek poza całkowitą wszechwładzą i całkowitą doskonałością jest podważaniem świadectwa faktów przytoczonych wcześniej w drugim rozdziale; jest to nieuznawanie, że Bóg jest pierwszy, że jest źródłem wszystkiego poza Nim i Bytem absolutnie doskonałym — wbrew temu, co mówi nam o Nim świat materialny. Aby przedstawić wolę Bożą z pełną precyzją, musimy powiedzieć, że Bóg nie tyle ma wolę, ile raczej jest swoją wolą, tak jak jest swoją inteligencją. Pojęcie „posiadania” wiąże się bowiem nieodłącznie z pojęciem możności, otrzymanej doskonałości, zależności.

Natura woli BogaJej przedmioty: przedmiot konieczny

Każda refleksja o wyższości woli Bożej wymaga uznania, że Bóg jest zupełnie wolny w swoim chceniu, podobnie jak każda refleksja o woli ludzkiej musi uwzględniać fakt, że człowiek pragnie swojej doskonałości, swego szczęścia, z konieczności, a nie z wyboru. Ta konieczność przyjęcia przez wolę człowieka jej właściwego przedmiotu jest źródłem wszelkich jego działań, wyjaśnieniem wszelkich dążeń. Ten niezaspokojony głód szczęścia, któremu człowiek nie może zaprzeczyć, nadaje wszystkim jego działaniom szlachetność zapożyczoną od celu, którego wola nie może nie pragnąć. Wola Boża również nie może odrzucić jedynego przedmiotu właściwego nieskończonej doskonałości Boga. Nie może On nie pragnąć swego najwyższego dobra. Nie oznacza to jednak dyktowania Bogu warunków. Jest to jedynie twierdzenie, że w Bogu, najwyższej Prawdzie, nie ma miejsca na absurd sprzeczności. Bóg nie może być winny głupiego myślenia, że nieskończone dobro może mieć jakiegoś konkurenta, że może istnieć coś bardziej upragnionego od tego, co jest najbardziej upragnione. Najwyższa Inteligencja nie może działać wbrew inteligencji, a musiałoby tak być, gdyby Bóg miał nie pragnąć swojego dobra. W wyjaśnieniu tej sprawy może znowu pomóc porównanie do człowieka: nawet w wypadku naszych najbardziej odrażających pragnień nie możemy zmierzać do zła jako takiego. Choć popełniamy poważny błąd co do upragnionej rzeczy, zawsze, bez wyjątku, działamy w imię dobra, doskonałości, szczęścia.

Przedmioty wolne

W porządku ludzkim konieczne akty woli, dotyczące celu i podstawowych środków prowadzących do niego, wypełniają pusty dom naszych działań. Dywanikami, meblami, obrazami i mnóstwem rozkosznie zbędnych, lecz serdecznie osobistych przedmiotów, które zmieniają ten dom w przytulne gniazdko, są wolne działania, tak bardzo zapełniające każdy nasz dzień. W samej naturze każdego dążenia leży, dzięki Bogu, nie tylko skłonność do posiadania upragnionej rzeczy, lecz także do jej rozdawania; nie tylko skłonność do posiadania celu, lecz także do dzielenia się nim. Kiedy ta skłonność zostaje udaremniona, działanie człowieka zaczyna mieć gorzki smak potu niewolnika: gdy na przykład czysto mechaniczne narzędzia uniemożliwiają mu odciśnięcie na swej pracy piętna swojej inteligencji czy naznaczenie jej charakterystyczną tylko dla niego osobowością; lub też kiedy wypaczone poglądy epoki uznają, że dzielenie blasku ludzkiego życia z własnymi dziećmi jest prostackie.

Jej charakterystyka

W Bogu obszar tych serdecznie osobistych wolnych działań jest nieograniczony. Bóg jest swoją doskonałością. Jest swoim celem; nieudane Boże dążenie do doskonałości nie istnieje. Wszystkiego, co nie jest Jego dobrocią, Bóg chce w sposób wolny, chociaż Jego chcenie oczywiście uwzględnia tę dobroć, a nie jest z nią sprzeczne. Nasze przekonanie o istnieniu tej wolności Boga daje znać o sobie codziennie. Zalewanie modlitwami betonowej podstawy maszyny byłoby głupie. Kryzys rzuca nas na kolana, lecz nie dlatego, że Bóg nie potrafi dla nas nic zrobić; nie kierujemy jęku o pomoc czy dziękczynnego uśmiechu do istoty, która ma związane ręce. Jesteśmy przekonani, że Bóg może nam pomóc.

Przyczyna wszystkich rzeczy

Oczywiście ta pomoc Boga nie przypomina zawstydzającego ziewnięcia w nieodpowiednim czasie czy irytująco nagłego potknięcia; w tym wypadku, jak w każdym swoim działaniu, Bóg działa jak istota inteligentna. My sami nie mamy problemów z rozróżnieniem bezmyślnego słowa i złośliwego przytyku; pierwsze nam się wymyka, drugie jest przemyślanym owocem naszego intelektu i woli. Pierwsze jest głupie, drugie — złośliwie inteligentne. Tylko wówczas bowiem nazywamy nasze działania inteligentnymi, kiedy wypływają z zamierzonej woli — woli kierowanej inteligencją. A zatem przyczyną wszystkich działań Boga, to znaczy przyczyną wszystkiego, jest Jego wola działająca w jedności z Jego intelektem. Bóg nie działa bowiem wskutek koniecznej determinacji ani popędu ślepej siły, lecz jako pierwsza przyczyna o najwyższej inteligencji.

Nieomylna

Sam fakt koniecznego pierwszeństwa działania Boga, a więc także intelektu i woli jako jego źródeł, pokazuje wyraźnie całkowitą nieomylność woli Bożej. Skoro absolutnie wszystko zależy od Boga pod względem przyczynowym, to gdzie można znaleźć przyczynę, która będzie mogła utrudnić Boże działanie? Co może uniknąć Bożego wsparcia, pierwszego poruszyciela, pierwszej przyczyny? Co znajduje się poza porządkiem planu Bożego? Wola Boża musi być powszechnie skuteczna lub nie może być Boża, i jej boskości nie można zanegować bez jawnej sprzeczności z faktami świata materialnego, które świadczą o istnieniu Boga.

Niezmienna

Wola Boga jest powszechnie skuteczna. Jest nie tylko nieomylna, lecz także niezmienna; nie waha się, nie cofa ani nie rzuca naprzód, ale się nie zmienia, ponieważ, jak widzieliśmy, w Bogu nie może być zmiany. Pomysł, że Bóg spaceruje tam i z powrotem, usiłując się na coś zdecydować, jest tak samo niedorzeczny jak myśl, że nastawia ucha, by usłyszeć w radiu wiadomości z ostatniej chwili, czy że spędza całą wieczność na otwieraniu depesz informujących o stanie świata. Jak zatem możemy na serio mieć nadzieję, gdy się modlimy? Bóg jest wszechwiedzący. Jego wola jest najwyższa, wieczna, niezmienna. Na co więc się przyda modlitwa?

Problem ludzkiej wolności:Pojęcia wstępne

Zarzut ten ma historię niemal tak długą jak sama ludzkość oraz, bez wątpienia, przyszłość sięgającą ostatniej chwili istnienia czasu. Pełna odpowiedź na ten zarzut znajdzie się w trzecim tomie tej pracy, w którym omówiony zostanie dość obszernie temat modlitwy. Tutaj możemy jedynie wskazać dwa różne aspekty tej odpowiedzi. Zarzut opiera się na argumencie, że Bóg chce wszystkich rzeczy i Jego wola jest absolutnie skuteczna. Nie ma więc powodu, byśmy się modlili. Nie możemy zmienić woli Boga; jeśli chce On tej czy tamtej konkretnej rzeczy, otrzymamy ją niezależnie od tego, czy będziemy się o nią modlili, czy nie. Na tej samej podstawie moglibyśmy postulować amputowanie rąk wszystkim ludziom. Przez całe pokolenia jak głupi wydawaliśmy pieniądze na rękawy potrzebne do ich okrywania, podczas gdy ręce są kompletnie niepotrzebne. Po co masz podnosić filiżankę herbaty do ust, skoro Bóg chce, żebyś się jej napił? Bez wątpienia podskoczy sama i całkiem cię zaleje. Tylko nie siedź za długo, czekając, aż Bóg wleje ci herbatę do gardła. Zasadniczy powód naszej modlitwy jest taki sam jak powód naszego osobistego włączenia się w rozwiązywanie problemów związanych z podawaniem jedzenia: mianowicie Bóg przyznał nam udział w wielkiej godności przyczynowości. Bóg jest pierwszą przyczyną, ale Jego przyczynowość nie niszczy wszelkiej innej przyczynowości. Wytwarza ją raczej i zapewnia skuteczność przyczyn wtórych, którymi jesteśmy my — nie tylko w porządku materialnym, lecz także moralnym. Zgięcie ręki spełnia warunek nakarmienia nas w porządku materialnym, a modlitwa spełnia warunek uzyskania efektu w porządku moralnym. Dokładna przyczynowość modlitwy jest trochę podobna do przyczynowości nawozu rozsypanego na polu; oczywiście trzeba rozróżnić porządki moralny i materialny. Nawóz nie wytwarza zboża, lecz ma na nie wpływ; modlitwa nie wytwarza upragnionego skutku, lecz także ma na niego wpływ, skuteczny w zarządzaniu światem ludzi, dzięki ich odpowiedniemu usposobieniu.

Inną kwestią dotyczącą modlitwy, którą trzeba tu zauważyć, jest osobliwa stałość, z jaką koncentrujemy nasze zainteresowanie na tylko jednym — i zwykle mniej ważnym — skutku modlitwy. Bez wątpienia wyjaśnieniem braku zrozumienia dla wartości, jaką jest stały owoc modlitwy, jest nasze upodobanie do jarmarcznego uroku tego, co natychmiastowe i zmysłowe. W efekcie niefrasobliwie traktujemy pokój i siłę, które przynosi wznoszenie umysłu i serca do jedności z nieskończonością. Lecz wszystkie te sprawy są obszerniej omówione w tomie trzecim. Tutaj zaś trzeba powiedzieć ważną rzecz, że nieomylność, najwyższa skuteczność i zupełna niezmienność woli Boga nie kolidują z naszą wolnością. One nam tę wolność umożliwiają.

Wstępne pojęcia dotyczące rozwiązania

Zanim zagłębimy się w dyskusję o problemie ludzkiej wolności w świetle powszechnej skuteczności woli Bożej, warto zobaczyć, co tu jest zagrożone, a co nie. Źródłem całej dyskusji jest zestawienie dwóch prawd. Ważne jest to, by pamiętać, że obie są prawdami. Nie kwestionuje się słuszności żadnej z nich ani trud tej dyskusji nie jest ukierunkowany na dowiedzenie jednej czy drugiej. Prawdy o wolności człowieka i wyższości woli Boga znajdują się poza obecną dyskusją i ponad nią; ich prawomocność jest od niej w pełni niezależna. Rozum ludzki może ich obu dowieść ponad wszelką wątpliwość, za obie też ręczy autorytet Boga. Bez względu na meandry dyskusji tych dwóch prawd nie wolno stracić z oczu. Są one latarniami morskimi, których światło nas prowadzi, i jedynie ono może ocalić tę dyskusję przed poważnymi błędami. Nie są skałami, na których umysł ludzki może się rozbić, a nade wszystko nie są statkami, którym zagraża burza dyskusji.

W tym rozdziale poświęciliśmy już sporo miejsca na przedstawienie nieomylnej wyższości woli Boga, przy czym odwoływaliśmy się tylko do ludzkiego rozumu. Nie ma więc potrzeby powtarzania tutaj tych argumentów. Prawda o ludzkiej wolności wynika jasno z głośnej aklamacji zdrowego rozsądku, który dostrzega ją w każdym działaniu człowieka. Samo to powinno być wystarczającym dowodem. Jeśli potrzeba kolejnego dowodu, łatwo go podać. Fakt, że człowiek posiada inteligencję, można zauważyć od razu, jeśli choćby przelotnie obserwuje się jakiekolwiek jego działania. Na przykład obserwujemy poznanie tak nieuchwytnych, ponadczasowych rzeczy jak relacja środka do celu, części do całości i tak dalej, tak duchowych rzeczy jak sprawiedliwość i miłość, i tak powszechnych rzeczy jak byt czy nawet sam Bóg. Poznanie, które wymyka się ograniczeniom materii, czasu i zmysłów, nie jest wytworem zmysłowych władz poznawczych, lecz duchowej władzy intelektu. Jako że poznanie wymierza i ogranicza dążenie, takie ponadczasowe, niematerialne, duchowe poznanie, jakie posiada człowiek, uwalnia jego dążenie od przyciągania rzeczy materialnych, konkretnych, zmysłowych. Przedstawia ono woli człowieka dobro powszechne i dzięki temu ukazuje jej wadę ograniczenia, obecną w każdej innej upragnionej rzeczy.

Precyzja pytania

Pytanie, którego dotyczy omawiany tu problem, nie jest następujące: „Czy człowiek może być wolny, jeśli wola Boga jest w najwyższym stopniu nieomylna? Czy wola Boga może być najwyższa, jeśli ludzie są wolni?”. Brzmi ono raczej: „W jaki sposóbludzie są wolni, skoro wola Boga jest najwyższa i nieomylna? W jaki sposób wola Boga jest najwyższa i nieomylna, skoro ludzie są wolni?”. Wątpliwość dotyczy, jak widać, nie tyle istnienia tych prawd, ile ich harmonii. Jakakolwiek będzie odpowiedź, istnienie wolności woli człowieka i wyższości woli Bożej pozostaną nietknięte.

Jedna z głównych trudności, jakie sprawia ten problem, jest podobna do głównej trudności, jaką współcześni upatrują w małżeństwie. Dla mężczyzny czy kobiety, którzy wyobrażają sobie małżeństwo jako nieustający miesiąc miodowy, ich małżeństwo jest całkowitą klęską. Klęska ta jednak tak naprawdę jest spowodowana przez nich samych, gdyż małżeństwo ze swej natury nie ma być nieustającym miesiącem miodowym, lecz ma sprowadzić na świat dzieci, które będą żyły wiecznie. Dla kogoś, kto podejmuje tę dyskusję, oczekując, że wyższość woli Boga lub wolności człowieka zostanie w niej udowodniona lub odrzucona, cała dyskusja będzie bezużyteczna. Jej celem nie jest bowiem udowodnienie ani odrzucenie tych prawd, lecz wykazanie, że nie są one sprzeczne.

W rzeczywistości, jeśli nawet będziemy się wiernie trzymać rozważanej kwestii, a naszym zamiarem będzie znalezienie w pełni satysfakcjonującej nas odpowiedzi, godzącej te dwie prawdy, będziemy mieli wszelkie prawo, by być tak zdumionymi jak chłopak, który otworzył pięść, chcąc zobaczyć, że po jego dłoni toczy się cały wszechświat. W pełni satysfakcjonująca odpowiedź w tej sprawie zakłada bowiem pojęcie tego, co nieskończone; wymaga po prostu dogłębnego rozumienia Bożego działania. Gdyby zaś umysł ludzki mógł pojąć nieograniczoną boskość, byłaby to sprzeczność o wiele bardziej niedorzeczna niż ta, że chłopak mógł trzymać w ręku wszechświat. W dyskusji tej możemy więc oczekiwać jedynie — i tylko tyle możemy osiągnąć — ujawnienia faktu, że te prawdy nie są ze sobą sprzeczne, że ich współistnienie nie przeciwstawia się rozumowi, a na trudności zgłaszane przeciwko nim można znaleźć odpowiedź. Ostatnia przestroga. Proponowane tu wyjaśnienie, a więc i rozwiązanie podawane przez umysł ludzki, będzie miało charakter teologiczny. Jest to najlepsza odpowiedź na ten problem, na jaką stać rozum; ale jej wyników nie można stawiać na równi z prawomocnością prawd o wolności człowieka i wyższości woli Bożej.

Rozwiązanie: definicja wolności

Aby przejść do sedna tej dyskusji, możemy opisać wolność, o której mowa, jako pozbawiony konieczności wybór środków prowadzących do celu. Jeśli w mieście znajduje się sto teatrów, to mam wolność wyboru któregokolwiek z nich. Jeśli jest tylko jeden, to w kwestii chodzenia do teatru wciąż jestem wolny, gdyż mogę wybrać albo wyjście do teatru, albo pozostanie w domu. Ten wolny wybór jest więc zmianą, ruchem od zdolności wybierania do rzeczywistego wyboru, od niezdecydowania do decyzji. Oczywiście ta zdolność jest ograniczona. Oznacza to, że mogę wyjść z teatru w dowolnym momencie, gdy tego zapragnę, ale nie mogę być zdecydowanym i niezdecydowanym w tym samym czasie; nie mogę w tym samym czasie opuścić teatru i w nim pozostać. Wszystkie próby wyjaśnienia faktu ludzkiej wolności na innej podstawie niż działanie Boga unicestwiają tę wolność i wprowadzają fatalizm.

Dowód, że wola Boża jest przyczyną wolnościDowód pośredni

Weźmy na przykład możliwość decyzji, pochodzącej z wewnątrz, możliwość samodzielnego poruszenia woli w celu podjęcia wyboru, bez działania jakiejkolwiek innej przyczyny. Jeśli wola porusza się sama od zdolności wyboru do rzeczywistego wybierania, otwierają się trzy możliwości i wszystkie są fatalistyczne. 1) Wola jest jednocześnie niezdeterminowana (czego domaga się wolność) i zdeterminowana (czego wymaga wybór). Znaczy to, że wola w tym samym czasie wybiera potencjalnie i rzeczywiście. Jest to ta sama sprzeczność co w wypadku utożsamiania bloku marmuru z posągiem, który może z niego powstać, albo studenta medycyny z lekarzem, którym może on zostać. Możliwość ta żąda od nas jedynie tego, byśmy się zgodzili, że zdeterminowanie pochodzi od niezdeterminowania, że nic — samo z siebie — wytwarza coś. 2) Wola jest zawsze zdeterminowana, człowiekiem kieruje pewien konieczny instynkt; a zatem wszelka możliwość wolności jest wykluczona. 3) Wola nie jest nigdy zdeterminowana i wykluczona jest wszelka możliwość działania. Wybieraj. Możesz mieć którąkolwiek z tych trzech możliwości, ale nie możesz zarazem mieć wolności.

Jeśli, z drugiej strony, postanowimy wypróbować możliwość woli poruszanej przez jakiś czynnik zewnętrzny inny niż Bóg, to co otrzymamy? Wola jest poruszana — czy też zmieniana — od samej zdolności wybierania do rzeczywistego wyboru przez jakiś przedmiot zewnętrzny lub zbiór okoliczności; wtedy, oczywiście, w obliczu tego przedmiotu czy tych okoliczności musi się poruszyć. Jest związana bezlitosnymi łańcuchami świata zewnętrznego, zdeterminowana do tego przedmiotu czy tych okoliczności; nie może zatem być wolna.

Ponieważ wola nie może się poruszać wyłącznie sama z siebie ani być poruszana przez jakąkolwiek rzecz zewnętrzną wobec niej oprócz Boga i pozostać wolna, a mimo to się porusza i jest wolna, to ku jej wyborowi musi ją poruszać Bóg. Nie ma żadnego innego wyjaśnienia.

Dowód bezpośredni

Dowód ten jest jednak pośredni, a dowody pośrednie, chociaż wystarczające, nie zadowalają ludzkiego umysłu, tak samo jak zawoalowany komplement nie zadowala ludzkiej dumy. Dowód bezpośredni zaś bardzo zadowala. Bóg jest pierwszą przyczyną; każdy ruch, każda rzeczywistość zależy od Niego. Weźmy taką skromną rzecz jak kasłanie. Stwierdzenie, że kasłanie zależy od Boga, to oczywiście jeszcze nie koniec historii. Może ono być chłodno wyrachowane, całkowicie wolne — na przykład pokasływanie, które zastępuje szyderstwo, wypełnia lukę między myślami, zarzuca zasłonę dymną na zakłopotanie czy macha ostrzegawczą chorągiewką. Może ono jednak być też czymś zupełnie od nas niezależnym, nieuniknionym, tak jak atak kaszlu, który usiłujemy zdusić przynajmniej do czasu, aż minie kulminacyjny moment kazania. W obu wypadkach nastąpiło kasłanie; ale w jednym była wolność, rzeczywista wolność, a w drugim konieczność, rzeczywista konieczność. Nie tylko kasłanie, lecz także to, że jest ono czymś wolnym lub koniecznym, muszą pochodzić od pierwszej przyczyny, od Boga, gdyż wolność i konieczność również są rzeczywiste. Innymi słowy, nie tylko działanie, lecz także jego sposób, jego wolność lub konieczność, zależy od Boga. Rzeczywiste sposoby — wolność i konieczność — podobnie jak wszystkie inne rzeczywiste rzeczy, nie biorą się z niczego. Przyczynowość Boga, Pierwszej Przyczyny, rozciąga się nie tylko na działanie, które podejmujemy, lecz także na sposób tego działania, jego wolność lub konieczność. Jeśli ta wolność nie jest spowodowana przez Boga, nie może istnieć.

Powszechna skuteczność woli Bożej nie stanowi przeszkody ani nie unicestwia wolności człowieka, lecz jest jej jedynym wyjaśnieniem; tak jak jest jedynym wyjaśnieniem konieczności wschodu słońca i przygodności śmiechu, tak samo jest jedynym wyjaśnieniem wolności modlitwy. Ujmując krótko, możemy powiedzieć, że Bóg jest przyczyną wszystkich istniejących natur i jest On także przyczyną wszystkich działań tych natur. Bóg, Pierwszy Poruszyciel, porusza rzeczy zgodnie z naturą, jaką im nadał; wolność poruszania się leży w naturze człowieka, gdyż jest on rozumny. W jaki sposób Bóg może poruszać człowieka i zachować jego wolność? No cóż, z pewnością nic innego nie może tego robić i potwierdza to nasz rozum i słowo Boga. Sam fakt harmonii tych prawd jest rzetelnie uzasadniony. Poznanie zaś sposobu istnienia tego faktu, czyli jak to się dokonuje, byłoby równoznaczne ze zrozumieniem Boga, z pojmowaniem nieskończonego działania Bożego. Tutaj właśnie kryje się tajemnica sposobu pogodzenia tych dwóch prawd; tajemnica, która na zawsze pozostanie poza możliwościami umysłu człowieka.

Miłość Boga

W naszym staraniu o rozumienie działania woli Boga, które jest miłością, chyba najlepiej odnieść się do naszej własnej, ludzkiej miłości, z którą jesteśmy tak blisko zaznajomieni. Dodajmy, że zwięzłe potraktowanie w niniejszym rozdziale ludzkiej miłości nie bierze się z jej lekceważenia; dowodem tego jest wyczerpująca analiza miłości w drugim i trzecim tomie tej pracy. Na razie wystarczy zwrócić uwagę na dwa rodzaje miłości, które są obecne w życiu człowieka. Jeden, poruszenie dążenia zmysłowego, jest wspólny wszystkim zwierzętom; drugi, poruszenie woli, jest właściwy istotom inteligentnym. Poświadczeniem pierwszego może być poruszenie dążenia człowieka do jedzenia. W tym znaczeniu miłość jest pierwszym z uczuć i fundamentem wszystkich innych. Jej charakterystyczną cechą jest przyswajanie, wchłanianie, przyjmowanie czegoś do siebie. Jest ona słusznie zwana miłością, gdyż jest poruszeniem dążenia do jego przedmiotu, do dobra.

Miłość rozumna, która tak jednoznacznie odróżnia człowieka od zwierząt, podąża za poznaniem intelektualnym, podczas gdy dążenie zmysłowe podąża przede wszystkim za poznaniem zmysłowym. Ta miłość rozumna rozciąga się na wszystkie przedmioty ludzkiego dążenia, mimo iż jej właściwym przedmiotem jest dobro powszechne. Czasami akceptuje ona i podejmuje poruszenie dążenia zmysłowego, jak wtedy, gdy człowiek rozmyślnie udaje się do restauracji i zamawia obiad; innymi razy powstrzymuje je, jak w wypadku palacza posłusznie przestrzegającego zaleceń lekarza; może być również całkiem niezależna od dążenia zmysłowego, jak wówczas, gdy nalega na przestrzeganie sprawiedliwości, pielęgnowanie miłości Bożej czy poświęcenie się w imię miłości.

Może być przyczyną wzajemnego upodobnienia, a także zdumiewającej zdolności całkowitego samopoświęcenia. W tej drugiej formie, wzbudzającej w nas natychmiastowy i pełny szacunek, oznacza ona po prostu pragnienie dobra innej osoby i podejmowanie w tym celu działań, gdy jest to możliwe. Jest ona tak naprawdę równoznaczna z utożsamieniem woli osoby kochającej i woli osoby kochanej do stopnia, w którym uważamy kochaną osobę za drugie ja. Stąd językiem miłości jest poświęcenie i hojność; jej głębię zaś można mierzyć rozmiarem jej bezinteresowności i chęci poświęcenia. Wszystko to wyrażamy zwięźle, gdy mówimy, że ten rodzaj miłości jest poświęcaniem się dla kogoś innego.

Ponieważ Bóg nie ma ciała, nie mogą w Nim istnieć uczucia — nic z tej miłości zwierzęcej, którą kierowanie pochłania tyle naszego czasu i energii. Można zaś mówić, że w Bogu jest pierwszy akt woli zgadzający się z poznaniem, to znaczy że jest w Nim miłość rozumna. Fakt istnienia w Bogu miłości powinien być natychmiast oczywisty. Pokazaliśmy w tym rozdziale, że Bóg ma wolę i pragnie siebie samego — będącego wszelkim dobrem — oraz wszystkich innych rzeczy. Oznacza to, że Bóg kocha siebie i wszystkie inne rzeczy. Ponadto fakt tej miłości w Bogu wynika bezpośrednio z faktu posiadania przez Niego woli.

Abstrakcyjne dyskusje o miłości zazwyczaj nas nie poruszają, zresztą słusznie; nie wyobrażamy sobie miłości jako leniwej, mglistej lub chłodno bezosobowej. Powinna być bezgranicznie aktywna, ogromnie życzliwa, głęboko zainteresowana. Wiedząc to tak dobrze, pytamy — jeśli należymy do współczesnych sceptyków — gdzie jest dowód miłości Boga do ludzi; albo, jeśli nie jesteśmy sceptykami, lecz rozpuszczonymi dziećmi, dziwimy się, dlaczego Bóg tak często zaniedbuje dawanie nam konkretnych znaków swej boskiej miłości. W obu wypadkach upieramy się, że jeżeli Bóg nie zasypuje nas futrami, biżuterią i biletami do opery, najwyraźniej nas nie kocha. Chleb z masłem codziennej egzystencji się nie liczy; w jakiś tajemniczy sposób uznajemy to za oczywiste, że nam się słusznie należy.

Miłość Boga do ludzi, a nawet do wszystkich rzeczy, zdaje nawet tak bezwzględne egzaminy jak te, z którymi związane są wielkie honory, chociaż nie otrzymujemy Betlejem czy Kalwarii na każde urodziny. Jeśli miłość oznacza tak skuteczne pragnienie dobra dla drugiego, jak to tylko możliwe, a Bóg jest przyczyną wszystkich rzeczy, wówczas oczywiście każda indywidualna doskonałość, jaką można znaleźć w świecie, w każdej rzeczy na świecie, jest rodzajem konkretnego dowodu, którego żąda ten wyrachowany ukochany. Być może prawda ta będzie wyrazistsza, jeśli będziemy pamiętali o uderzającej różnicy między miłością ludzką i Bożą. W naszej miłości jesteśmy jak wielbiciele piękna, którzy często nawiedzają galerie sztuki. Nie tworzymy dobra, które kochamy; my je odkrywamy, a czasami, w naszej ślepocie, poszukiwanie jest długie, a nawet daremne. Bóg nie przemierza świata w poszukiwaniu kogoś, kto będzie godny Jego miłości, kogoś, czyje dobro może On dostrzec i uczcić swoją miłością. Jego miłość jest bowiem stwórcza; to Bóg powoduje istnienie wszelkiego dobra różnego od Jego dobroci. Jednym słowem, nasza miłość może być niezwykle hojna, ale zawsze jest miłością wywołaną dobrocią tego, co kochamy. Dlatego nigdy nie może się równać ze wspaniałomyślnością Bożej miłości, dzięki której Bóg, w swej nieprzeniknionej dobroci, powołuje do istnienia z nicości to właśnie dobro, które kocha. W swojej miłości On nie tylko daje nam siebie; daje nam także nas samych.

W ramach tego konkretnego i niezwykle realistycznego egzaminu miłości wydaje się jasne, że Bóg nie kocha wszystkich rzeczy jednakowo. Gdyby tak było, wówczas nie byłoby różnicy między doskonałością rzeczy istniejących na świecie, między dżdżownicą i kolibrem, gdyż doskonałość świata jest dokładnym skutkiem Bożej miłości. Równie oczywiste powinno być to, że Bóg kocha ludzi miłością zupełnie inną od tej, którą kocha zwierzęta. Kobieta, czy ktokolwiek inny, jeśli już o to chodzi, nie może się przyjaźnić z pekińczykiem; bez względu na to, jak czule opiekuje się psem, jak dużo pieniędzy wydaje na specjalną karmę dla niego, jak śliczne są wstążki, którymi go przystraja, pies jest wciąż tylko psem i nie potrafi odpowiedzieć na miłość intelektualną, nie jest zdolny stać się drugim ja wrażliwej damy. W rzeczywistości nawet wszechmoc Boga nie może uczynić z psa przyjaciela. Ten przywilej jest zastrzeżony dla ludzi i aniołów. To oni mogą się stawać — i się stają — drugim ja Boga.

Sprawiedliwość i miłosierdzie Boga

Podczas gdy skupienie się na przyjaźni Boga nie wydaje nam się w najmniejszym stopniu trudne, to często naprawdę się obawiamy nawet krótkiego zatrzymania się przy Jego sprawiedliwości — tak jakby w jakiś sposób zawzięcie się one sobie przeciwstawiały. Nawet krótkie rozważanie powinno nam jednak wyraźnie uzmysłowić, że z Boga nie można wyeliminować sprawiedliwości. W samej rzeczy, gdyby Bóg nie był sprawiedliwy, byłoby to dla nas tragiczne. Jeśli bowiem sprawiedliwość coś znaczy, to jest ona niezgodą na odmówienie komukolwiek tego, co mu się należy. Sprawiedliwość indywidualna, zwana wymienną, dotyczy równych sobie; nakazuje oddać człowiekowi to, co jest jego własnością, i ukierunkowuje go na jego indywidualny cel. Sprawiedliwość społeczna, zwana rozdzielczą, obowiązuje w stosunkach między władcami i ich poddanymi; nakazuje oddać człowiekowi to, co należy do niego jako do istoty społecznej, aby osiągnął swój cel jako część społeczności. Tak jak człowiek ma podwójny cel, tak też każde stworzenie, w szerszym znaczeniu, ma dwa cele: jeden jako pojedyncza istota, drugi jako część tej społeczności, którą jest wszechświat.

Bóg jest z pewnością sprawiedliwy, jeśli chodzi o sprawiedliwość w pierwszym znaczeniu. To znaczy — daje każdemu stworzeniu to, co powinno otrzymać zgodnie z naturą: naturalne wyposażenie mające je doprowadzić do jego celu. Oczywiście nie może być równości, a hojność Boga jest nierozerwalnie związana nawet z tak szeroką koncepcją sprawiedliwości jak ta, gdyż jak moglibyśmy zgłaszać pretensje do naszych praw, gdybyśmy nie byli wcześniej powołani do istnienia? Rozwijając to porównanie dalej, widzimy, że Bóg daje każdemu stworzeniu to, co mu się należy jako części wszechświata, to znaczy to, czego ono potrzebuje, by odgrywać swoją rolę w zewnętrznym wobec Boga porządku wszechświata. Prościej, Bóg działa zgodnie z Boską mądrością i dobrocią, dzięki którym zaprojektowany został porządek świata. Tutaj znowu za samym pojęciem sprawiedliwości Bożej kryje się dar, a sprawiedliwość i miłość są ze sobą nierozdzielnie złączone. Jeśli będziemy dobrze pamiętać o tym połączeniu sprawiedliwości i miłości, możemy powiedzieć, że sprawiedliwość w Bogu jest ni mniej, ni więcej, tylko prawdą: wiernością Boga wobec boskiego wzoru, wobec planu boskiego Architekta, w którym określona została natura i naturalne prawa wszystkiego.

Jeśli mielibyśmy oddzielić akt miłości, który leży u podstaw sprawiedliwości Bożej, od działań Boga i nadać mu nazwę, nazywałby się miłosierdziem Bożym. Trzeba to zrozumieć: miłosierdzia nie można mylić z sentymentalnością czy ukrytą zniewagą człowieka, która zwie się humanitaryzmem. Oznacza ono, że poruszeni czyjąś biedą, podejmujemy kroki mające na celu jej złagodzenie. Nie znaczy to, że zachęcamy człowieka do popełniania przestępstw, by utrzymać go w dobrym nastroju, że dogadzamy jego słabościom ze strachu, iż będzie grymasił, ani że ukrywamy go w tłumie, by jego ubóstwo mniej nam przeszkadzało w snuciu marzeń o utopii. Być może jednym z powodów naszej dezorientacji związanej z miłosierdziem jest nieporozumienie dotyczące natury ubóstwa. W najogólniejszym znaczeniu oznacza ono brak doskonałości. Gdy chodzi o ubóstwo człowieka, jest zupełnie oczywiste, że nie możemy go dostrzec, jeśli uznajemy człowieka tylko za zwierzę, za przecinek w niekończącym się zdaniu czy za dziecko, które nigdy nie osiągnie dojrzałości. W takich okolicznościach nie możemy rozpoznać, jakiej doskonałości brakuje człowiekowi, ponieważ nie wiemy, jaka doskonałość jest mu właściwa.

Wobec tego, w ścisłym znaczeniu, największe ubóstwo jest największym brakiem doskonałości. Akt stworzenia, który powołał rzeczy do istnienia, jest zgodnie z tą prostą zasadą najwyższym aktem miłosierdzia. Miłosierdzie Boże nie przeciwstawia się więc sprawiedliwości Bożej, lecz napełnia i przelewa jej kielich. Miłosierdzie Boże nie umniejsza ani nie unicestwia sprawiedliwości Bożej, leży natomiast u jej podstaw oraz ją przekracza. Gdziekolwiek odkrywamy sprawiedliwość Bożą, miłosierdzie Boże znajduje się u jej źródeł. Więcej, łagodzi ono Bożą sprawiedliwość, udzielając znacznie więcej doskonałości, niż jakiekolwiek stworzenie mogłoby słusznie zażądać.

Podsumowanie: błędne poglądy na wolę Boga

Nasza epoka nie jest pierwszą, w której ludzie próbowali wykrzywiać wolę Bożą. Przed wiekami próba wyeliminowania Bożej miłości z rozważań o ludziach i świecie skończyła się pesymizmem Indii i Persji. Całkiem logicznie taka próba postawiła przed ludźmi najwyższy cel osobistej nicości i najwyższy akt samounicestwienia. Zupełnie logicznie próba ta uczyniła życie ludzkie okresem cierpień i poniżenia bez osobistego celu. Przed wiekami ludzie usiłowali sporządzać bogów, i ich wolę, z ludzkiego tworzywa. Wynikiem był cynizm i okrucieństwo dekadencji późnego Rzymu, obrzydliwa degradacja będąca skutkiem pogańskiego bałwochwalstwa. Przed wiekami ludzie próbowali postawić na piedestale uczucie i łagodność, odrzucając rygory rzeczywistości, tak by najwyższą wartością uczynić przesłodzoną miłość. Z próby tej wyszli nie ludzie, lecz delikatne zwierzęta.

Ich znaczenie dla ludzi

Podobne próby zdarzają się i dzisiaj. I dzisiaj niektórzy myśliciele negują wolę Bożą; są też tacy, którzy sporządzają istotę boską z ludzkiego tworzywa. Skutki tych prób się nie zmieniają przez wieki. Można je przewidzieć z zupełną pewnością — rozpacz, okrucieństwo, zniewieściałość.

Łączące je spoiwo

Z punktu widzenia pojedynczego człowieka te ataki na Boga nie są bynajmniej tak odmienne, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Istnieje przynajmniej jedna rzecz, która je łączy, a która dotyczy każdego człowieka w każdej epoce. Mianowicie wszystkie z nich, bez wyjątku, unicestwiając Boga, niszczą Jego obraz. Wszystkie bez wyjątku są gwałtownymi atakami na pojedynczego człowieka jako istotę ludzką; spychają go na bok, w otchłań nicości, miażdżącym ciosem rozpaczy, opancerzoną pięścią okrucieństwa albo subtelnie kuszącym gestem zepsucia.

Znaczenie prawdy o woli BogaDla wolności

Nie tego pragną ludzie. Chcą oni indywidualnej wolności, oddania i niewiarygodnych trudów miłości; nie mogą istnieć bez sprawiedliwości, nie mogą mieć nadziei bez miłosierdzia. Te rzeczy się odnajduje nie wówczas, gdy wyrzeka się Boga, lecz gdy się Go trzyma za wszelką cenę. Tutaj, w Ameryce, jesteśmy oddani ideałowi wolności, a wolności nie da się pojąć bez Boga, prawdziwego Boga, który jest jedyną przyczyną wolności. Świat szukający wolności jest światem szukającym Boga. Świat, który szuka wchłonięcia przez prąd życia, przez proces zmiany, stan absolutny, „holistyczny” organizm czy przyszłość ludzkości, nie szuka wolności, lecz niewoli. Poszukuje nie Boga, ale nicości. I to właśnie, najprawdopodobniej, taki świat znajdzie.

Dla miłości

Nie ma nadziei na miłość między ludźmi, jeśli nie ma miłości w Bogu; unicestwienie pełnej poświęcenia ludzkiej miłości nigdy nie nastąpi, dopóki istnieje miłość Boga. Poszukiwanie korzeni miłości w irracjonalnych głębiach podświadomości, biologicznej konieczności zwierzęcia czy błędnej sentymentalności głupca jest zabijaniem ludzkiej miłości. Rzeczy tego rodzaju nie rodzą poświęcenia, hojności, troski, dozgonnego ofiarowania się. Początek im wszystkim daje, w swoim obrazie w ludzkim życiu, miłość Boża. Ludzie mogą kochać, i kochają, właśnie tym Bożym sposobem, ponieważ na mocy samego człowieczeństwa są obrazami Boga. Bez miłości Bożej niestrudzone ludzkie poszukiwanie przedmiotu miłości jest od początku skazane na niepowodzenie, ponieważ nie ma dobra, które nie byłoby owocem stwórczej miłości Boga.

Dla sprawiedliwości

Gdzie znajdzie swoje miejsce sprawiedliwość, jeśli nie ma woli Bożej, jeśli jest wytworem człowieka, jeśli jest niesprawiedliwa? Sprawiedliwość jest bowiem prawdą i jest niezmienna jak prawda; jak wszelka prawda, jest głęboko, bezpośrednio zależna od pierwszej Prawdy, która jest jej źródłem. Gdy nie ma prawdy, sprawiedliwość jest tęsknym marzeniem fanatyka; gdy istnieje pierwsza prawda, sprawiedliwość jest rzeczywistością, na której roztrzaskują się i niweczone są zbrodnie człowieka. Ludzie mogą żyć, gdy istnieje sprawiedliwość, chociaż się jej boją. Kiedy jej nie ma — a bez Boga nie może jej być — ich lęk staje się królestwem terroru, a życie ludzkie — niemożliwością.

Dla miłosierdzia

Miłosierdzie istnieje wśród ludzi, ponieważ istnieje w Bogu. Ludzie są zdolni do miłości, ponieważ miłość jest w Bogu, a miłosierdzie jest miłością działającą w sytuacji kryzysowej. Lecz miłosierdzie ludzi nigdy nie będzie wystarczająco obfite, by odpowiedzieć na kryzysy w życiu ludzi — choćby tylko z tego powodu, że ludzie mogą jedynie dotykać powierzchni życia innych ludzi. Kryzysy wkraczające w życie ludzkie nie są ograniczone do powierzchni życia. Faktycznie najtragiczniejsze kryzysy to te, które mają miejsce w duszy człowieka, gdyż tam znajdują się jego najbogatsze doskonałości, tam może on ponieść najpoważniejsze straty. Tylko miłosierdzie, mogące dotknąć delikatną dłonią głębin duszy człowieka, jest w stanie przynieść ulgę w ubóstwie, które musi być złagodzone, jeśli ludzie mają stawić czoła swemu długiemu życiu; to znaczy tylko miłosierdzie udzielające tak szerokiej pomocy, jak szeroko rozciąga się wspaniałomyślność miłości Boga. Wolność, miłość, sprawiedliwość, miłosierdzie, niezbędne ludziom każdej epoki, są owocami woli Boga.

<< rozdział IV rozdział VI >>