Komentarz do Summy teologii – rozdział IV Widzenie boga

Koniec mitu o wszechwiedzy człowieka

Jeszcze nie tak dawno temu wielki uczony wstawał od śniadania i udawał się do swoich badań z radością, jak dziecko śpieszące do zabawek, którymi obsypano je na Boże Narodzenie. Wydawało się, że świat i wszystkie jego tajemnice zostały wręczone ludziom, podobnie jak dziecku wręcza się w prezencie zabawki — zamki, wieże, dźwigi i mosty, które można składać. Ludzie musieli jedynie popracować spokojnie nad złożeniem poszczególnych części, aby w końcu poznać wszystko, co poznawalne. Z pewnością nikt nie byłby tak podły, by podarować im zabawkę, w której brakuje jakichś części; ewentualność, że nie da się odtworzyć wszystkich tajemnic na podstawie tego lśniącego wachlarza nieograniczonych możliwości, wydawała się zupełnie niewiarygodna. Wielcy uczeni pracowali zatem radośnie w swoich pokojach z zabawkami i, pełni samozadowolenia, z uprzejmością odnosili się do reszty biednych ignorantów, którzy nadal mówili o niezbadanej wiedzy Boga, tajemnicy nadprzyrodzoności i nieuchwytnych, duchowych prawdach filozoficznych.

A później ktoś powiedział tym szczęśliwym istotom, że nie ma świętego Mikołaja. Ich naiwny świat zaczął się walić. Z każdym dniem stawało się coraz bardziej oczywiste, że niektórych części — niezliczonych części — brakuje. Dzisiaj raczej nie jesteśmy pewni tego, że nasza wiedza jest bardzo rozległa, wcale nie jesteśmy przekonani, że wiemy wszystko. Dziewiętnastowieczny mechanicyzm, szczęśliwa teoria, zgodnie z którą niemal można było usłyszeć przekładnie świata i metaliczny brzęk praw, definitywnie się załamała; a jej upadek spowodował konsternację wśród ludzi lepiej wykształconych. W dzisiejszych czasach konsternacja ta nie tylko nie została złagodzona przez postęp naukowy, lecz niezmiernie wzrosła. Podczas gdy fizyka i biologia coraz częściej skłaniają się ku celowości i idealizmowi, współczesne nauki psychologiczne coraz częściej wskazują na bezcelowość, irracjonalność, mechanicyzm.

Laicy i ten fakt

Takie sprzeczne wyniki uciszyły arogancką pewność siebie naszych ojców, a nas nauczyły troszeczkę pokory, znacznie zwolniły nasze wnioskowanie. Postępujemy z ostrożnością rozpuszczonego dziecka, które od tygodnia chodzi do szkoły publicznej. Konsternacja i upokorzenie dobrze nam zrobiły. Nieszczęściem w tej sytuacji stało się jednak to, że owej konsternacji i owego upokorzenia nie doświadczyli zwykli ludzie. Ich zwykłe źródła informacji nadal opierają się na starych mechanistycznych podstawach, tak jakby nic się nie zdarzyło; jak gdyby zostały w jakiś sposób zaimpregnowane, co chroni je przed przeciekaniem z wyższych poziomów tego typu skandalicznej niepewności. Dla laika konsekwencje starego mechanicyzmu są nadal dowiedzionymi faktami. Jest on uprzejmy dla tych, którzy nie są na bieżąco z nauką — lub im współczuje — a swoje życie szczerze kieruje na groteskowe cele, które teraz stały się wręcz makabryczne, gdyż podtrzymujący je wcześniej umysł teraz się wycofał.

Filozofowie i ten fakt

Laik nie jest zbyt osamotniony w swojej ignorancji; u jego boku stoją hordy współczesnych filozofów, traktujących protekcjonalnie pozostałych ludzi z powodu nienaukowego lekceważenia przez nich nowych, ale już upadłych prawd. Podważenie mechanistycznej podstawy życia nie wywołało w każdym razie większej przejrzystości myśli współczesnych filozofów. W obliczu takich problemów, jak poznanie Boga, duszy, absolutnej moralności i całej reszty spraw będących poza zasięgiem nauk ścisłych, pozostają oni nadal lodowato uprzejmi i nużąco tolerancyjni, co było tak charakterystyczne dla uczonych XIX wieku. Być może jedynym wyróżniającym się dowodem upadku mechanicyzmu jest nieco bardziej przychylne nastawienie wobec innych wyjaśnień i zadziwiającej różnorodności odpowiedzi na ważne pytania.

Odpowiedzi przeczące: odpowiedź leniwa — agnostycyzm

Weźmy na przykład kwestię wiedzy Boga. Współczesny agnostyk unika problemu, wzruszając ramionami i przyznając się do całkowitej niewiedzy, zupełnej niemożności poznania odpowiedzi. Taka taktyka może oszczędzać jego energię intelektualną, lecz tylko za cenę ślepego przeczenia faktom. Przecież na pewno możemy się dowiedzieć o istnieniu przyczyny — a także czegoś dotyczącego jej natury — na podstawie skutków; możemy wyrobić sobie zdanie o wiedzy poety na podstawie jego wiersza czy wiedzy inżyniera na podstawie zaprojektowanego przez niego mostu. Wzniesienie umysłu od wiersza do poety, od mostu do inżyniera, od świata do Boga nie jest nadmiernym wysiłkiem.

Odpowiedź nieśmiała — naturalizm

Naturalista na pewno nie jest leniwy. Goni drogą wiedzy jak chłopak, który wieczorem przechodzi pospiesznie koło cmentarza, gwiżdżąc, by pokazać, że się nie boi. Jednak się boi — boi się wyjść poza to, czego może dotknąć własnymi rękami. Oświadcza, że nauki ścisłe i metody eksperymentalne są jedynymi źródłami prawdy. W każdym wypadku neguje fakty, zgodnie z którymi sam musi żyć — codzienne fakty, takie jak nasze doświadczenie miłości, sprawiedliwości czy przyjaźni, które ześlizgują się ze szkiełka mikroskopu.

Odpowiedź tchórzliwa — mechanicyzm psychologiczny

Naturalizm przynajmniej próbuje robić odważną minę. Psychologia mechanicystyczna całkiem porzuciła walkę i zrezygnowała ze zmierzenia się z ludzkim życiem z jego wszystkimi możliwościami niepowodzenia i klęski, z całym ciężarem odpowiedzialności. Jest skłonna odstąpić od wszelkich roszczeń człowieka do człowieczeństwa i schować głowę w błoto podludzkości. Oczywiście nie będzie to miało nic wspólnego z kwestią wiedzy Boga.

Odpowiedź dumna — idealizm

Idealista nie blefuje ani nie jest tchórzem. Jest ślepy. Nie może zobaczyć świata ani nawet podnieść oczu swego umysłu na przyczynę świata. Według niego człowiek może znać tylko to, co jest w jego własnym umyśle; może znać Boga jedynie na tyle, na ile jest Jego częścią czy też na ile jest Bogiem. Idealista zaprasza wszystkich ludzi nie do dzielenia jego ślepoty, lecz do tworzenia własnego azylu ciemności, w którym będą mogli się bawić w bycie Bogiem — lub częścią Boga — bez przerywania zabawy przez wtrącenie się prawdy.

Wszyscy ci ludzie zgadzają się co do tego, że o wiedzy Boga nie możemy wiedzieć nic. Jeśli ich wyjaśnienia się nie spodobają, człowiek ma też do dyspozycji rozpaczliwą odpowiedź ewolucjonisty; odpowiedź, która również nie przekracza granic odpowiedzi negatywnej, a która mówi, że ludzie są jedyną częścią procesu życia posiadającą inteligencję, a nasza wiedza jest całą wiedzą, jaka istnieje. Może również opowiedzieć się za ciasnym prowincjonalizmem pragmatysty, humanitarysty i humanisty — ludzi, których zajmowanie się człowiekiem pochłania tak bardzo, że mają niewiele czasu na zajmowanie się Bogiem, lub którzy mają tylko tyle czasu, by przyznać, że jeśli Bóg w ogóle cokolwiek wie, z pewnością nie wie wszystkiego.

Wszystkie te opinie można podsumować, wykorzystując określenia z poprzedniego rozdziału, w którym widzieliśmy, że dzisiejszy świat daje nam wybór między bogiem ludzkim i nieludzkim, podczas gdy fakty domagają się Boga boskiego. Dla tych opinii problem wiedzy Boga sprowadza się do problemu następującego: co może wiedzieć bóg ludzki lub mniej niż ludzki? Oczywiście taki bóg nie może mieć boskiej wiedzy.

Odpowiedź twierdząca

Odpowiedź twierdząca na pytanie o to, czy Bóg jest wszechwiedzący, to nie, jak stwierdziliśmy, pobożne życzenie, popęd nieświadomości ani wytwór niemej siły życiowej. Nie udziela jej uczuciowość subiektywizmu; nie jest ona jedynie poezją, choć przewyższa piękno i szlachetność poezji. Nie jest niejasna, niezdecydowana, teoretyczna. Przede wszystkim nie zaprzecza faktom. Jest obiektywnie uzasadniona — wychodzi od solidnie udowodnionego faktu istnienia pierwszego poruszyciela, pierwszej przyczyny, bytu koniecznego, bytu doskonałego, najwyższej inteligencji. Stanowi po prostu uznanie konsekwencji wypływających z tych udowodnionych prawd. Uznanie tych konsekwencji oznacza jedynie odmowę negowania zwykłych faktów.

Wiedza Boga: Bóg poznaje siebie samego

Oczywiście nie możemy zaprzeczyć temu, że Bóg zna siebie samego, bez odmawiania Mu boskości. Człowiek, który nie wie nic o sobie, potrzebuje opieki medycznej i odpoczynku; najwyraźniej jest chory, padł ofiarą amnezji. Człowiek, który myli siebie z kimś innym, na przykład wyobraża sobie, że jest Napoleonem lub archaniołem Gabrielem, jest ewidentnie obłąkany. Jeśli Bóg nie jest chory ani obłąkany, zna siebie samego; jeśli — jak wykazano — jest całkowicie doskonały, zna siebie doskonale, gdyż nieznajomość siebie jest oczywiście niedoskonałością.

Rodzaj tej wiedzy

Jeśli ujmiemy tę prawdę w sposób bardziej właściwy filozofii, możemy zwrócić uwagę, że wiedza jest wynikiem jedności między osobą poznającą i poznawaną rzeczą. Niezależnie od tego, jak kusząca jest strawa intelektualna podawana przez nauczyciela, uczniowie pozostają odporni na wiedzę do momentu, w którym ich umysły zetkną się z tym pokarmem. Wiedza nie może zostać wlana do głowy ucznia. Jeżeli, jak utrzymują ojcowie współczesnej filozofii, świat i intelekt dzieli nieprzekraczalna przepaść, wówczas wiedza zawsze jest niemożliwa. Udowodniliśmy już, że Bóg jest najwyższą inteligencją; a zatem Jego poznanie siebie samego wymaga tylko, by On sam był w zasięgu swojego intelektu. Jest to warunek, którego niespełnienie jest niemożliwe ze względu na prostotę Boga. Jest On w największym stopniu rzeczywisty i dlatego w największym stopniu poznawalny; jest najwyższą inteligencją i dlatego w największym stopniu poznający; jest też zupełnie prosty, a zatem jedność rzeczy poznawanej i poznającej jest pełna, całkowita.

Bóg poznaje wszystko inne: rzeczy rzeczywiste i możliwe

Pojawia się jednak oczywista trudność wynikająca z faktu, że nie zostawiamy naszego intelektu w domu, gdy wychodzimy na spacer; oczywiście jesteśmy obecni dla siebie samych, ale fakty o sobie zdobywamy jako widzowie. Jest faktem, że sama nasza fizyczna egzystencja nie czyni nas obecnymi dla naszego intelektu w jedyny sposób, w jaki rzeczy mogą się znajdować w naszym intelekcie, to znaczy nie fizycznie, ale intelektualnie, intencjonalnie. Jesteśmy poznawalni dla siebie samych potencjalnie, a nie aktualnie; musimy oceniać siebie, podobnie jak oceniamy innych ludzi, na podstawie działań, które podejmujemy. Być może moglibyśmy podsumować zarówno problem poznania, jak i poznawalności, wskazując, że wszelka determinacja jest ograniczeniem i stopnia poznania, i stopnia poznawalności. Ponieważ oko nie jest zdeterminowane żadnym kolorem, widzi je wszystkie; jeśli za pomocą narzędzia w postaci zielonych okularów zdeterminujemy oczy do widzenia jednego koloru, nie zobaczymy nic innego. Jeśli byt jest całkowicie zdeterminowany do jednej formy, podobnie jak roślina jest zdeterminowana do swojej własnej formy, wówczas nie może mieć absolutnie żadnego poznania. Jeśli jest niezdeterminowany w tym sensie, że jest zdolny do przyjmowania form innych rzeczy za pośrednictwem wyobrażeń zmysłowych, tak jak zwierzę, wówczas może mieć poznanie zmysłowe. Jeśli jest wolny od determinacji do takiego stopnia, że może przyjmować wszystkie formy jako pojęcia intelektualne, wtedy otwierają się szerokie horyzonty poznania intelektualnego ludzi i aniołów. Kiedy zaś nie ma w ogóle żadnej determinacji, żadnego ograniczenia, jak w wypadku Boga, wtedy występuje najwyższa inteligencja i najwyższa poznawalność. O zwierzęciu można się dowiedzieć o wiele więcej niż o roślinie, ponieważ zwierzę jest mniej zdeterminowane, mniej ograniczone. O człowieku można się dowiedzieć o wiele więcej niż o zwierzętach, a o aniołach jeszcze więcej niż o ludziach. Co się tyczy Boga, cóż, w niekończącym się akcie naszego widzenia Boga nigdy nie przestaniemy poznawać tego, czego można się dowiedzieć o Jego absolutnie nieograniczonej rzeczywistości.

Przerażony penitent po pierwszym fatalnym ataku namiętności może powiedzieć naprawdę szczerze: „Nie wiem, co mnie do tego skłoniło, nigdy nie robię takich rzeczy”. Za maską nonszalanckiego samozadowolenia często ukrywamy prawdziwe zaskoczenie, kiedy przez głowę przebiega nam myśl: „Nie wiedziałem, że we mnie jest coś takiego”. Możemy zaskakiwać — i zaskakujemy — samych siebie, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Gdybyśmy jednak wyobrażali sobie, że Bóg ze zdumieniem obserwuje groteskowe efekty swojego aktu stworzenia, wówczas całkowicie zagubilibyśmy wszechogarniający charakter wiedzy Boga. Bóg nie może zaskakiwać siebie samego, nie może nie wiedzieć o czymkolwiek, co Go dotyczy, i nie stać się niedoskonałym; i nie może być niedoskonały i nie przestać być Bogiem.

To, że Bóg winien wiedzieć wszystko o sobie, brzmi dość rozsądnie. Jeśli jednak ma wiedzieć wszystko o czymkolwiek innym, a szczególnie o nas, to jest to zupełnie inna i zdecydowanie niepokojąca sprawa. Aczkolwiek nie mamy nic przeciwko wiedzy architekta o zaprojektowanym przez niego domu ani znajomości wiersza przez poetę będącego jego autorem. Bóg jest architektem wszechświata. Nie musi się uczyć o wytworze swego aktu stwórczego. Jest przyczyną wszystkiego, więc oczywiście wie wszystko.

Nie gromadzi wiedzy, wyglądając z okna w niebie. Wystarczy jedynie, że patrzy na siebie samego. Niezrozumiałe jest tutaj nie to, że tak jest, lecz to, że nas to zastanawia. Zagadka, dlaczego gość, który wpadł tylko na weekend, trafia w ciemnościach do kuchni, wyjaśnia się natychmiast, gdy się dowiadujemy, że jest on architektem, który zaprojektował dom. Nie dziwimy się wcale, że poeta może wyjaśnić myśli zawarte w swoim wierszu bez zerkania do niego. Dlaczego więc Bóg miałby się przekopywać przez zakamarki świata lub zatrudniać służbę wywiadowczą, by mieć dobre informacje o tym, co się dzieje? Zna siebie doskonale, a więc wie, jak wielka jest Jego władza, jak daleko ona sięga i będzie sięgać. Wszystko, co jest, jest Jego wytworem. Wszystko, co istnieje, zostało uczynione zgodnie z planem boskiego architekta, według skali opracowanej w umyśle Boga. Zerwanie przez grzesznika stosunków dyplomatycznych z Bogiem nie pozbawiło Go źródła informacji. Bóg nie czeka, aż ludzie dojdą do rogu Jego ulicy i w nią skręcą, by ich zobaczyć; oni sami i wszystkie ich kroki istnieją w Jego umyśle. Nie jest to też poznanie pośrednie lub niejasne. Każda chwila istnienia i każdy kawałek rzeczywistości są bezpośrednio zależne od boskiej przyczyny. Ponadto każdy doskonały element we wszechświecie jest niedoskonałym odzwierciedleniem nieskazitelnej doskonałości Boga. Skoro Bóg doskonale zna to, co doskonałe, zna też natychmiast wszystkie odcienie niedoskonałości, ograniczonego udziału w doskonałości. Inaczej Jego poznanie siebie samego byłoby niedoskonałe.

Ta ogarniająca wszystko wiedza Boga jest przyczyną wszystkich istniejących rzeczy — przeszłych, teraźniejszych i przyszłych — gdyż istnieją one dzięki połączeniu ich wzorca w umyśle boskiego architekta z boskim zrządzeniem, które wywołało ich z nicości. Jak zobaczyliśmy w drugim rozdziale tej książki, nie ma innego wytłumaczenia dla otaczającego nas świata. Wiedza Boga o rzeczach stworzonych nie powstaje więc przez ścisłe rozumowanie prowadzące od zasady do wniosku. Nie przewiduje On ich tak, jak astronom przepowiada zaćmienie Księżyca. Bóg jest wieczny, boski wzorzec jest wieczny, boskie zrządzenie jest wieczne i ta wieczność okrywa czas jak zarzucona peleryna. W jednym spojrzeniu Boga na Jego boskie ja wszystko jest jawne i odkryte dla Jego oczu.

Zło

Mówienie, że Bóg zna wszystkie rzeczy możliwe, czyli takie, które mogłyby być, ale ich nie będzie, jest tylko obstawaniem, że zna On zakres swojej mocy, ma wszechogarniającą znajomość swojej doskonałości. Gdyby bowiem nie wiedział, na ile sposobów stworzenie może uczestniczyć w Jego doskonałościach, naśladować je i odzwierciedlać, nie znałby w pełni siebie samego. Umysłowi Boga nie może umknąć absolutnie nic. Myśli ludzi i aniołów biegną z niezmierną szybkością drogą bez końca; ale ani żadna droga nie jest wystarczająco długa, ani żadna szybkość tak duża, by zostawić w tyle umysł Boży, od którego każda myśl — jak wszystko, co rzeczywiste — zależy dogłębnie, nieprzerwanie, ostatecznie. Zło jest wyrwą w porządku rzeczywistości; jeśli wyrwa nie jest znana, sama rzeczywistość nie jest doskonale znana. Oczywiście nie znamy twarzy człowieka, jeśli nic nie wiemy o znacznej bliźnie przez jej środek, nie znamy ogrodzenia, jeśli nie jesteśmy świadomi, że tu i ówdzie brakuje w nim desek. Zło jest wadą, brakiem dobra; doskonała wiedza Boga o dobru z konieczności obejmuje wiedzę o tym, w jaki sposób dobro może być — lub jest — ułomne.

Przyszłe zdarzenia przygodne

Bóg ma w małym palcu nawet wiedzę o tych przyszłych zdarzeniach przygodnych, które mogłyby się zdarzyć, ale się nie zdarzają. Dziewczyna, która pojawiła się w towarzystwie przed pięciu laty, jest od lat zdecydowana zawrzeć małżeństwo, jeśli ktoś poprosi ją o rękę. Chociaż czas mija, a przygodność zdarzenia ciągle nie jest spełniona, nadzieja w sercu Boga nie umiera. Nie siedzi On przez cały ten czas jak na szpilkach, bo przygodność zdarzenia, która kryje się w zakamarkach przyszłości, zależy od pierwszej przyczyny wszystkiego, co istnieje lub może istnieć, a nie tylko od swoich najbliższych przyczyn.

Niezmienny charakter tej wiedzy

Jeśli Bóg jest całkowicie ponad wszelką zmianą, a z pewnością tak jest, to trzeba przyjąć, że On się nie zapomina; Jego wiedza nie ma przypływów i odpływów. Nie uzyskuje też nowej wiedzy dzięki szeroko otwartym oczom, długim okresom koncentracji czy podsłuchiwaniu. W pewnym sensie w umyśle Boga jest wiele idei; w tym znaczeniu, że Bóg zna wiele rzeczy, a nawet zna je wszystkie. Jednak zna On te rzeczy dzięki swej boskiej, prostej istocie, a nie za pośrednictwem mnóstwa pojęć. Mówiąc precyzyjniej, jest On swoją inteligencją. Jego wiedza jest niezmiennie pierwsza, i On jest niezmiennie pierwszy.

Możemy podsumować całą tę naukę o wiedzy Boga jednym wnikliwym stwierdzeniem: Bóg jest prawdą. Prawda jest bowiem w intelekcie, gdy intelekt zna jakąś rzecz taką, jaka ona naprawdę jest; prawda jest w rzeczy, kiedy odpowiada ona intelektowi, który ją uczynił. Istota Boga nie tylko odpowiada Jego intelektowi, ale jest Jego intelektem. Intelekt Boga nie tylko zna Jego istotę; on jest Jego istotą. Jest to niezmienna pierwsza prawda, fundament wszystkich innych prawd. Każda inna prawda uczestniczy w tej pierwszej lub przestaje być prawdą — świat rzeczywisty, gdy odpowiada boskiemu wzorcowi; umysły stworzone, gdy odpowiadają światu rzeczywistemu, dzięki czemu uzyskują wgląd w boski wzorzec. Kiedy dotykamy prawdy, znajdujemy się w cieniu bóstwa; kiedy ją ogarniamy, ten kontakt uwzniośla nas w stopniu łatwym do rozpoznania dla wszystkich ludzi. W świecie rozumu miłość do prawdy rodzi filozofa; w świecie interesów rodzi dżentelmena; w świecie łaski rodzi świętego. Szacunek okazywany tym ludziom jest spontanicznym hołdem dla Bożych posłańców. Ludzkość uchyla kapelusza lub kłania się nisko i idzie swoją drogą z nową nadzieją; Bóg jest prawdą.

Niektóre źródła współczesnych trudności

Jak dotąd przy zgłębianiu wiedzy Bożej korzystaliśmy jedynie z kompasów i przewodników filozofii. Wszystko, co zostało powiedziane, jest nieuniknioną konsekwencją dowodu na istnienie Boga. Umysł człowieka może dotrzeć do tego miejsca o własnych siłach, chociaż pod ręką jest autorytet gotowy pomóc tym, którym okoliczności uniemożliwiają podążanie za tokiem rozumowania filozoficznego. Mimo to kontrast między ograniczaniem czy też negowaniem wiedzy Boga przez współczesną filozofię a jej wszystko ogarniającym zasięgiem, opisanym przez nas, jest tak wielki, że aż się staje trochę groteskowy. Jeszcze bardziej znamienny jest zdecydowany i oczywisty opór przeciwko uznaniu w Bogu naprawdę boskiej wiedzy. Jeśli rozum może pojąć fakt tej boskiej wiedzy, to dlaczego rozum wielu świetnie wykształconych ludzi tak desperacko walczy przeciw tej prawdzie rozumowej?

Jest to intrygujące. Oczywiście nie możemy znaleźć powodów uzasadniających to współczesne stanowisko, gdyż nie ma dobrych argumentów usprawiedliwiających atak na prawdę. Możemy jednak zrozumieć je do pewnego stopnia, jeśli zauważymy, że na myślenie ludzi rzutuje wślizgiwanie się bardzo ludzkich słabości. Jest ich mnóstwo, a z większości z nich być może nie zdajemy sobie w pełni sprawy. Oto na przykład zrozumiała zarozumiałość czy pycha intelektualna może pociągnąć człowieka do tak ślepego wynoszenia ludzkiego umysłu, że stanowczo twierdzi, iż ten umysł, jako szczyt ewolucji, jest miarą wszelkiej wiedzy, najwyższą zasadą, która wprost nie może mieć wyższej od siebie. Z drugiej strony ta sama pycha może leżeć u podstaw żałosnej chęci negowania wszelkiego intelektualizmu, wszelkiej zasadności wysiłków intelektualnych człowieka. W tym drugim wypadku oczywista słabość naszych najlepszych wysiłków tak zniechęciła współczesnego myśliciela, że pozwala sobie na małostkowy gest rozpaczy, usiłując przykuć człowieka łańcuchem do świata zwierząt. Tutaj może być przynajmniej największą żabą w sadzawce. Z pewnością trochę tej odporności na prawdę można wyjaśnić nieśmiałym snobizmem, widocznym w lęku tłumu przed zablokowaniem machiny postępu, przed brakiem należnego uwielbienia dla metod naukowych czy przed staromodnością. Oczywiście lęk odgrywa pewną rolę. Lubimy mieć kilka ciemnych kątów, do których możemy zamieść nieprzyjemne śmieci życiowe; życie ludzkie, w którym brakuje piwnicy lub strychu, gdzie można schować jakieś rzeczy, by o nich zapomnieć, jest straszne. Musieć stanąć w jasnym świetle naszej wiedzy i znacznie jaśniejszym świetle czyjejś doskonałej wiedzy, i wziąć odpowiedzialność za wszystkie nasze działania, z każdej minuty każdego dnia, a także uznać, że echo tych działań będzie na wieki rozbrzmiewało w korytarzach wieczności — to trochę za duże wymaganie wobec ludzkiej odwagi.

Być może najbardziej kuszącym czynnikiem tej odporności jest pozorna pociecha, urzekająca wiotkość poglądów mechanicyzmu psychologicznego, ewolucjonizmu i pozytywizmu. Zapewniają nas one, że jesteśmy wolni jak ptaki, przez co należy rozumieć, że nie jesteśmy wolni w ogóle. Proponuje się nam ucieczkę od odpowiedzialności za cenę naszego człowieczeństwa. Subiektywna sentymentalność różnych postaci humanizmu jest zwodniczo podobna do dekadenckiej szlachetności. Ich powierzchowne zainteresowanie człowiekiem ma pozory szlachetności, ale bez umysłu i serca właściwych szlachetności. Ugrupowania społeczne i ich dążenia, które nie liczą się z pojedynczym człowiekiem, gubiąc go we mgle lub miażdżąc w tłumie, nie mają pełnego prawa domagać się uznania ich przez ludzi. Człowieka nie wolno — nie można — zagubić; nawet włos na jego głowie jest tak ważny, że został policzony. Atakowanie prawdy o Bogu w imię człowieka na tej podstawie może być sentymentalnie pociągające w jakiś osobliwy sposób. Ta atrakcyjność jest jednak wiotka, dekadencka, zniewieściała, wstrętna.

Wiedza człowieka o Bogu: działania Boga

Bóg zna nas na wylot, ponieważ nas stworzył. Co my wiemy o Bogu? Zaczynając się zajmować tym pytaniem, spokojnie odłóżmy na bok współczesne aberracje boga ludzkiego, nieludzkiego i stworzonego przez człowieka, i uczciwie spójrzmy prawdzie w oczy. W końcu ich fałszywość została już wystarczająco wykazana w drugim rozdziale tej książki. W świetle podanych już faktów i dowodów musi być oczywiste, że możemy poznać Boga na podstawie świata, podobnie jak poznajemy autora na podstawie jego książki, jak poznajemy każdą przyczynę na podstawie jej skutków. Jest to jedyna wiedza, z jakiej korzystaliśmy dotychczas w naszych rozważaniach na temat natury i przymiotów Boga. Widzieliśmy, że pociąga ona za sobą koniecznie wyeliminowanie ograniczenia czy też niedoskonałości rzeczy stworzonych z naszych pojęć o doskonałości Boga. Oznacza to sprowadzanie wszelkiej doskonałości we wszechświecie do Boga, ale ze świadomością, że te doskonałości znajdują się w Bogu na sposób analogiczny, uwznioślony, trochę tak, jak piękno wiersza znajduje się w poecie. Jest to wiedza podstawowa. Jest ona całkowicie pewna. Wychodzi od najbardziej niepodważalnych faktów i nie wychodzi poza to, na co fakty pozwalają, czy też raczej poza to, czego się domagają.

Objawienie

Z tej całkowicie pewnej wiedzy wynika niezbicie, że Bóg może nam coś o sobie powiedzieć. Zobaczyliśmy, że jest najwyższą inteligencją, zna siebie doskonale i jest pierwszą prawdą. Oczywiste jest zatem, że nie może mylić siebie samego. Jest jasne, że Bóg nie może się głupio przechwalać ani wierutnie kłamać. Jest samą prawdą. Może nam mówić o sobie i będzie to zawsze prawdziwe. Jest to wiedza o Bogu, którą otrzymujemy przez objawienie.

Bezpośrednie widzenie Boga

Istnieje jeszcze jedna możliwość. Czy człowiek może poznać Boga nie pośrednio, na podstawie skutków Jego działania, nie po omacku dzięki wierze w objawienie, ale jasno, wyraźnie, wprost, twarzą w twarz, przez bezpośrednie zjednoczenie swojego intelektu z Bożą istotą? Ten temat obala pogląd, że Bóg jest fałszywą papką rzuconą z grzeczną litością biednym słabeuszom, którzy nie są zdolni przeżuć stałego pokarmu prawdy. Ten, kto przybliża się odważnie, by się przyglądać samemu Bogu, nie jest słaby, pokonany, tchórzliwy, lecz jest gwałtownikiem, który zdobywa królestwo niebieskie, aby oglądać bezpośrednio piękno Boga.

Możliwość widzenia Boga

Mówiąc szczerze, idea oglądania Boga twarzą w twarz jest tak wzniosła i śmiała, że prawdopodobnie nigdy by nie przyszła człowiekowi do głowy bez czyjejś pomocy. Mocną podstawą odpowiedzi twierdzącej na to pytanie nie są realia świata zmysłowego ani pewne kroki dowodu intelektualnego, lecz po prostu i wyłącznie autorytet Boga; słowo Tego, który się nie myli ani mylić nie może0.Nadprzyrodzoności nie da się osiągnąć za pomocą jakiejkolwiek rzeczy stworzonej; przekracza ona całkowicie i w pełni naturę, jest dziedziną właściwą Bogu.

Z naszego punktu widzenia, po objawieniu nam tej możliwości, możemy bez trudu dostrzec, jak wspaniale widzenie współgra z naszą naturą, udoskonala ją i dopełnia. Tutaj bowiem znajduje się ostateczne zaspokojenie naszego pragnienia dotarcia do przyczyny rzeczy, ostateczna odpowiedź na nasze nieustanne „dlaczego”, ostateczny pokój dla tego intelektualnego niepokoju, którego nie może zadowolić nic, co świat natury jest zdolny zaoferować. Tutaj znajduje się spełnienie naszej otwartości na wszelką prawdę, spełnienie tak wielkie, że jego obfitość może być przyjęta tylko dzięki podarowaniu nam jeszcze większych możliwości. To widzenie jest celem naszych poszukiwań, domem dla naszych błądzących stóp, ciszą dla naszego hałaśliwego serca. Tylko Bóg może nam to zaofiarować i tylko w tym widzeniu możemy wprost, bezpośrednio przybyć do domu u Boga.

Aby wejść w szczegóły i spróbować zachować obiektywność wobec tej kwestii, weźmy przeciętnego mężczyznę o nazwisku Jan Kowalski. W jaki sposób będzie on widział Boga? Ma zdrowe, dobrze widzące oczy, ale one mu w tym nie pomogą; Bóg nie jest ciałem, więc nie można go ujrzeć oczami ciała. Jan Kowalski ma niezły umysł, kiedy tylko potrafi się zmusić do korzystania z niego, ale to także nie wystarcza. Jak można zobaczyć Boga za pośrednictwem jakiegoś wyobrażenia lub pojęcia? Jakie skończone pojęcie może przedstawić nam nieskończonego Boga takiego, jaki jest sam w sobie? W obliczu tej nieskończonej istoty wszystkie naturalne siły naszego intelektu są bezradne jak oczy sowy w południowym słońcu. Światło to jest zbyt jasne, by oczy naszych umysłów mogły widzieć jego niesłabnący blask. Znana rzecz znajduje się w umyśle poznającego w sposób dla niego właściwy. Człowiek może więc znać piasek i cukier — znajdują się one w jego umyśle, ale nie tak, że zgrzytają w nim i zostawiają zadrapania, lecz tak, że zostają one przez niego uszlachetnione, podniesione na niematerialny, uniwersalny poziom. W ten sam sposób człowiek musi znać wszystkie inne rzeczy. To, co jest poniżej niego, musi zostać podniesione na jego poziom, a to, co powyżej — obniżone i rozłożone na części, by mogło się przedostać przez wąskie drzwi ludzkiego umysłu. Bóg sprowadzony do poziomu ludzkiego umysłu nie jest takim Bogiem, jakim się widzi On sam. W tym celu umysł ludzki musi zostać podniesiony na wyższy poziom, podobnie jak się podnosi dziecko, aby mogło zobaczyć coś nad głowami tłumu. Nasz umysł musi zostać podniesiony na wyżyny boskości mocą Tego, który jest Bogiem. Tę nadprzyrodzoną pomoc, udzielaną umysłowi człowieka, by mógł widzieć Boga, teologowie nazywają „światłem chwały”.

Przedmiot tego widzenia: istota Boga i wszystko, co jest w niej formalnie zawarte

Siedząc na ramionach Boga, przerastając świat o głowę, mamy przed sobą widok, który sprawia, że nasze oczy otwierają się szeroko z podziwu — i który utrzyma je w zachwycie przez całą wieczność. W tym widzeniu oglądamy odsłonięte piękno Boga; nie zaledwie jego olśniewającą część, nie niekończącą się serię jego wspaniałości, lecz całe piękno od razu. Nie może być inaczej, gdyż Bóg jest prosty. Widzi się Go w całości albo nie widzi w ogóle. Przepych tego piękna jest tajemnicą wieczności; ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani umysł człowieka nie zdołał go pojąć. Rzuca ono jednak jakieś blade cienie na nasze życie, odbijające się w potędze męstwa, blasku miłości, szczerym poświęceniu. Świadomość tego, co te niewyraźne, zniekształcone obrazy Boga mogą sprawić w naszym sercu, daje nam przedsmak zachwytu błogosławionych w niebie. Nie będzie tam obrazu, lecz oryginał; zobaczymy go w całości, mimo że nasze skończone umysły, nawet z Bożą pomocą, nigdy nie będą mogły wyczerpać ani zrozumieć bezmiaru doskonałości Boga.

Doskonałości stworzeń

Zobaczymy tak naprawdę wiele rzeczy, których nie zauważyliśmy na ziemi, gdyż w niebie nasz wgląd w doskonałości stworzeń nie będzie ograniczony do obszaru kilku dzielnic miasta, do paru mil na wsi czy do kilku lat życia. Bóg ma w sobie wszystkie doskonałości stworzeń — całą historię myśli, nadziei i wysiłków ludzi najbliższych naszemu sercu, szczegółowe wyjaśnienie skomplikowanych praw wszechświata. Wszystko to ujrzymy — nie wyczerpująco, gdyż byłoby to ujęciem planów Bożych; nie jednakowo, ale proporcjonalnie do stopnia tej nadprzyrodzonej pomocy, którą jest światło chwały; nie w obrazach czy pojęciach, lecz tak, jak widzi je Bóg w swojej własnej istocie. I będziemy je oglądać nie stopniowo, dzień po dniu, rok po roku, lecz wszystko od razu. Jest to jednak dzieło niebios i materiał właściwy dla drugiego i czwartego tomu tej książki.

Osiągnięcie widzenia Boga

Wcześniej w tym rozdziale powiedziano, że kontrast między odpowiedzią twierdzącą i przeczącą na pytanie o wiedzę Boga jest tak wielki, że staje się groteskowy. Kiedy przechodzimy do konsekwencji tych dwóch odpowiedzi dla życia ludzkiego, kontrast jest zupełnie tragiczny — w rzeczy samej tak tragiczny, że okropność wyboru uczynionego przez współczesnego myśliciela paraliżuje umysł. Tylko jakiś obłęd mógłby doprowadzić ludzi do choćby chwilowego wahania się co do wyboru między tymi dwoma odpowiedziami.

Wolność i zniewolenie

Jedna odpowiedź czyni człowieka wolnym, druga go zniewala. W wiedzy Bożej, jak ją przedstawiliśmy, mamy zaproszenie, byśmy cieszyli się z wykorzystania naszych możliwości aż do najdalszych granic. Nie tylko mamy przywilej wędrowania tędy i owędy po drogach wszechświata w poszukiwaniu wiedzy, gdziekolwiek możemy ją znaleźć, lecz nasz umysł otrzymał także skrzydła, pozwalające mu wznieść się na wysokość, o jakiej się nie śniło żadnemu umysłowi w świecie stworzonym. Współczesny filozof ogranicza nasze możliwości poznawcze do poziomu zmysłowego wysoko rozwiniętego zwierzęcia. Nie tylko zamyka umysł w ograniczonym obszarze więzienia natury, zabraniając mu wzlatywania na wyżyny boskości, lecz także stawia ścianę w poprzek celi, jeszcze bardziej zmniejszając przestrzeń. Możemy po niej chodzić tam i z powrotem, aż wpadniemy w obłęd.

Natchnienie i rozpacz

Jedna odpowiedź na pytanie o wiedzę Bożą daje natchnienie, druga skazuje na rozpacz. Jedna otwiera na oścież bramy wszelkim pragnieniom, nie stawiając granic temu, czego możemy zapragnąć, ponieważ nie ogranicza zasięgu naszego poznania. Proponuje nam spełnienie naszej ludzkiej natury, jej zrealizowanie. Uzasadnia godność każdego człowieka, szacunek dla samego siebie, osobisty cel, a więc i życie z wyraźnie osobistym sensem. Druga oferuje nam przeciwieństwo tych wszystkich rzeczy. Zaleca nam zatracenie się w masie, w procesie, w grupie; dążenie do bezosobowego celu, bezsensowne życie wypełnione gorzkim, beznadziejnym podążaniem w stronę nieuchronnej klęski i nicości.

Pokora i zarozumiałość

Jedna odpowiedź nadaje nam szlachetność prawdy o pokorze, druga pakuje nas w małostkowe zarozumialstwo. Jedna żąda uznania naszej odpowiedzialności, naszych przywilejów, możliwości i realiów; owszem, także naszych niepowodzeń, klęsk, zagrożeń, walki, którą musimy podjąć. Dostrzega jednak także możliwość sukcesu i zwycięstwa wartego wszelkich niebezpieczeństw, walk i chwilowych niepowodzeń. Druga zaprasza nas do spożywania posiłków przy świecy, by wytworzyć teatralną aurę romantyczności, do potłuczenia luster w całym domu, byśmy mogli mocniej się trzymać iluzji naszego niezrównanego piękna, i do zamknięcia oczu, byśmy mogli kontemplować jedynie tę iluzję i z większym przekonaniem negować doskonałość czegokolwiek innego.

Odwaga i lęk

Pierwsza odpowiedź jest odważna. Tylko odważny człowiek może się skonfrontować ze swoim życiem, jeśli wie, że każdy jego szczegół jest widoczny dla oczu Boga. Tylko bardzo odważny człowiek może dążyć do bezpośredniego widzenia Boga, jeśli w pełni zna swoje wady. Męstwo, szczególnie męstwo wiążące się z tą kwestią, nie pozostaje bez nagrody. Odważna odpowiedź nadaje bowiem sens rzeczom i daje pewność, że światem i wszystkim, co się w nim znajduje, kieruje jakaś inteligencja. Odważny człowiek wie, co to wszystko znaczy, dokąd idzie, dlaczego i jak. Druga odpowiedź jest tak nieśmiała, że staje się rozpaczliwa. Człowiek, który przyjął ją za swoją, staje w obliczu lęku przed nieznanym, rosnącego wskutek przekonania, że to nieznane jest niepoznawalne czy też nawet pozbawione wszelkiego sensu. Świat, przed którym staje, jest pełen wszelkiego rodzaju strachu przed ciemnością, w której światło ujawniłoby tylko jeszcze większą okropność; strachu przed ślepą, przemożną siłą, przed byciem w beznadziejnym władaniu bezdusznego ruchu żywiołów czy oszalałego boga.

Widzenie Boga i życie

W stwierdzeniu, że człowiek nie może zobaczyć Boga i pozostać przy życiu, jest wiele prawdy. Z pewnością nie może poznać Boga i nadal jedynie brnąć przez pustą rutynę egzystencji. Jego serce nie może nie zostać pociągnięte do wielkich rzeczy wskutek ujrzenia horyzontów nadziei, odwagi i wspaniałych celów, które otwierają się przed nim dzięki temu poznaniu. Nie może poznać Boga i nie zauważyć wielkości człowieka. Jeszcze bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, że człowiek nie może żyć bez widzenia Boga, bez tego bowiem nie może widzieć człowieka w mętnym półmroku bezbożnego świata, nie może widzieć celu, do którego może zmierzać życie, ani narzędzia do działania, które nie rozpadnie się w jego rękach. Być może najbardziej przerażające w tym mrocznym świecie jest nie to, czego nie można zobaczyć, lecz to, co widoczne — gdyż jest to świat oddzielony od pierwszej prawdy, a więc pozbawiony wszelkiej prawdy.

<< rozdział III rozdział V >>